Marissa Baumann ostatnio stanowczo za dużo pracowała. Jej kręgosłup z którym miała problemy w dzieciństwie dawał się we znaki. Przy bólu z każdym najmniejszym ruchem da rady uciągnąć. Po skończonym dyżurze postanowiła więc iść do Davida- szpitalnego masażysty, który pomógł Jej jednak w nieznacznym stopniu. Kazał przyjść jutro ponownie wyszła więc obolała ze szpitala chyba z jeszcze większym bólem niż rano. Przy wyjściu zaatakował Ją nie kto inny jak Reus.
-Gdzie byłaś? Chyba cały szpital przeszukałem- stwierdził poddenerwowany.
-Plecy mnie bolały, musiałam iść się wymasować do Davida.
Na dźwięk usłyszanych słów blondyn nastroszył się niczym na polowaniu. Spojrzał kątem oka na dziewczynę stwierdzając:
-No chyba za bardzo Ci nie pomógł skoro chodzisz jakby Cię ktoś potrącił.
-Dzięki wiesz. Jutro też idę, mam nadzieję, że pomoże.
-Ale po co będziesz chodziła? Jutro mam wolne to jak chcesz ja to zrobię- rzekł obejmując dziewczynę ramieniem.
-Marco nie zachowuj się jakbym była Twoją zdobyczą. Pójdę tam.
-I tak pójdę z Tobą.
-Nie ma mowy. W sobotę masz mecz, musisz się regenerować.
-Zakończyłem dyskusję, idziemy.
***
Od samego rana Marco mimo usilnych próśb dziewczyny pomógł dostać się Jej na masaż. Właśnie David. Reus chciał Mu przyłożyć już za samo istnienie a za to jak patrzył na Marissę miał ochotę Go zabić. Bezczelny typ kazał blondynowi poczekać na zewnątrz, bo niby klienci cenią sobie prywatność a to bądź co bądź jest sfera intymna. Dokładnie tak powiedział David, słowo w słowo. Marco gotował się od środka, gdy dziewczyna wyszła z gabinetu postanowił Ją wypytać o wszystko.
-I jak było?
-Cudownie się czuję- odrzekła Marissa na co blondyn pobladł na twarzy. Chciał zapytać o wiele więcej ale ta odpowiedź wystarczająco dała Mu do zrozumienia. Na Jego terytorium znalazł się ktoś inny. W dodatku pracował tam gdzie Jego dziewczyna co nie działało na plus dla Niemca. Wsiedli do samochodu by odwieźć brunetkę do domu.
-No dalej, nie wierzę, że Twoja ciekawość nie chce wiedzieć co się tam działo- rzekła spoglądając na piłkarza.
-Powiedziałaś wszystko co chciałem usłyszeć.
-Stwierdziłam tylko, że było cu...- przerwała w pewnym momencie - A więc o to Ci chodzi. Posłuchaj, David jest przystojny, męski i dobrze zbudowany...
Marco w tym momencie zaciskał zęby, żeby nie wyjść i przemeblować trochę masażysty.
-Ale Ciebie kocham! Za każdym razem jak Cię widzę mam ochotę zrobić to.
Dziewczyna odpięła pasy i delikatnie musnęła wargi blondyna. Otwierając je szerzej przeszła do bardziej namiętnego pocałunku. Trwało by to dłużej lecz przypomniała sobie, że są w samochodzie i w każdej chwili ktoś może to zauważyć. Uspokajając się nieco Reus oznajmił:
-Marissa zamieszkaj ze mną.
-Marco, już o tym rozmawialiśmy.
-Zobacz ile czasu marnujemy na ciągłe dojazdy do siebie. To męczące- blondyn nie dawał za wygraną.
-Chcesz mnie zamknąć przed całym światem.
-Tak...to znaczy nie o to chodzi. Mam duży dom blisko centrum. Przecież kiedy się pobierzemy to i tak zamieszkamy razem więc nie widzę sensu.
-Po- bierzemy?-wyjąkała Niemka.
-No chyba myślisz o mnie poważnie, prawda?
-Ta-ak. Ale zaskoczyłeś mnie. Nie sądziłam, że...
-Chcę! To jak będzie z tą przeprowadzką?
-Nie wiem. Znamy się kilka miesięcy, zastanowię się.
***
Resztę drogi pokonali w milczeniu. Gdy dotarli do domu Marissa postanowiła iść wziąć prysznic. Cała była obklejona oliwką, którą David robił masaż pleców. O tym Marco nie powiedziała, lepiej nie wywoływać wilka z lasu. Patrzyła jak piana zrobiona z Jej żelu czekoladowego spływa pod wpływem ciepłego strumienia wody. Osuszyła ciało turkusowym ręcznikiem po czym wcierając balsam przebrała się w świeżą odzież. W domu było niepokojąco cicho. Tylko światło i głosy wydostawały się z salonu. Podeszła bliżej by dołączyć do samotnego Reus'a lecz zmęczony Niemiec już dawno spał. Przewracając się na boku o mało co nie spadł z sofy. Przykrywając Go kocem Marissa wyłączyła telewizor i udała się do kuchni. To był naprawdę zaskakujący dzień.
***KILKA DNI PÓŹNIEJ***
Mechanicznie ze snu wybudził Ją dzwonek wydobywający się z nieszczęsnego budzika. Wyłączając Go z ociągnięciem Marissa wsunęła nogi w ciepłe kapcie zeszła do łazienki przygotować się do pracy. Ostatnio wiele myślała. Za dużo, za często. Reus chce, żeby zamieszkali razem. Młoda Niemka bała się, może nie wyjść, nie chciała tracić tej miłości. Pokochała Marco całym sercem, nie było takiej części ciała która by nie akceptowała blondyna. Mimo tego panikowała jeśli chodziło o wspólne mieszkanie. Ostatecznie próbowała sobie wmówić, że to będzie sprawdzian. Jeśli im się uda przezwyciężą wszystko. A co jeśli nie? Czy warto wystawiać miłość na próbę?
***
Reus cały trening kipiał optymizmem. Aż do momentu gdy na trybunach zobaczył Ją. Caro. Co Ona tu robi? Przez następne pół godziny nie mógł się skupić rozważając po co Jego była dziewczyna przychodzi na stadion. Po skończonym treningu nie kierując się do szatni tylko na trybuny postanowił dowiedzieć się o co chodzi.
-Co tu robisz?- zapytał oschle blondynkę.
-Przyszłam na trening- odpowiedziała spokojnie.
-Po co?
-Nie spinaj się tak. Nie do Ciebie- rzekła podchodząc do Bendera obdarowała Go soczystym buziakiem -Nie wiedziałam że tak na Ciebie działam kociaku- stwierdziła do blondyna gdy Sven oddalił się nieco.
***
Marissa skończyła pracę na dziś zauważając pod szpitalem Reus'a.
-Co tu robisz? Nie mówiłeś, że przyjedziesz.
-Zawsze muszę się zapowiadać?- zapytał opryskliwie. Caro wytrąciła Go z równowagi. Jak zawsze zresztą, pod koniec ich związku ciągle chodził poddenerwowany i zdolny wybuchnąć niczym bomba atomowa.
-Nie musisz- rzekła cicho Niemka zastanawiając się nad zachowaniem blondyna. Wsiadła do samochodu sadowiąc się na miejscu pasażera patrzyła w okno.
-Przepraszam, nie gniewaj się- oznajmił skruszony gdy chwilę ochłonął.
-Nie gniewam się, nie szkodzi- stwierdziła brunetka.
-Właśnie, że szkodzi- powiedział zjeżdżając na pobocze- Nie powinienem na Ciebie naskakiwać tylko dlatego, że .....zresztą nieważne- skwitował.
-Coś się stało?- zapytała zaniepokojona.
-Chciałem Ci coś powiedzieć. Przepraszam, że tak nalegałem na przeprowadzkę. Nie chcę Cię do niczego zmuszać.
-Ach tak. No to muszę zmienić plany- westchnęła.
-Jakie plany?
-Chciałam Ci dziś oznajmić, że chętnie się u Ciebie zatrzymam no ale skoro nie chcesz- z chytrym uśmieszkiem zaczęła przyglądać się paznokciom.
-Chyba żartujesz! Oczywiście, że chcę- uścisnął Ją tak mocno, że o mało co wnętrzności Jej nie wyszły.
-Hola, hola jeszcze nie zdecydowałam. Jak masz zamiar się tak na mnie wyżywać jak przed chwilą to dziękuję.
-Mari przepraszam. Po prostu jedna osoba mnie zdenerwowała i wytrąciła z równowagi. Więcej się to nie powtórzy, obiecuję- złożył palce jak do przysięgi harcerskiej.
***
Marissa Baumann kupiła w pobliskiej cukierni pączki i skierowała się do księgarni w której pracowała Katja.
-Chodź na zaplecze- oznajmiła, gdy zobaczyła przyjaciółkę.
-Przyniosłam słodkości. Wyprowadzam się.
-O matko! Gdzie? No chyba mnie tu nie zostawisz?
-Spokojnie, tylko do Marco.
-Naprawdę? Zdecydowałaś się?
Dziewczyna potaknęła głową biorąc do ust kęs bomby kalorycznej.
-Stwierdziłam, że co ma być to będzie. Czy będziemy mieszkać razem czy osobno, to będzie lekcja życia. Mam nadzieję, że Nam się uda.
-Na pewno kochanie- zgodziła się Katja- Ale ejj o co chodzi. Chyba się cieszysz co? Bo masz nietęgą minę.
-Myślę o Simon'ie. Na pewno by się ucieszył z wyprowadzki. Lubił Marco.
-Znowu się zadręczasz- objęła Marissę ramieniem opierając głowę o Jej skroń.
-Czasami mi się zdarza. Nie mogę zrozumieć zachowania Cheryl, totalna egoistka. Byłam dla Niego mamą a Ona nagle jednego dnia przyjeżdża i Go zabiera. Bez jakiegokolwiek kontaktu. Obiecałam Mu, że Go odwiedzę ale nie mogę... Gdyby rodzice żyli byłoby inaczej. Jestem sama.
-Nie mów tak. Masz mnie, masz Marco. Głowa do góry.
***
Szła powolnym krokiem w stronę domu gdy zauważyła podążającego w Jej kierunku MR11.
-Gdzie Ty się podziewałaś? Nie odbierasz telefonu.
-Przepraszam, zostawiłam w domu, chodź.
-Właśnie szybko pakuj się w kartony i jedziemy do mnie.
-Ale Marco. Powoli, jest za późno- stwierdziła dziewczyna.
-No to co, że późno.
-Kochanie, jutro też jest dzień, spokojnie- pocałunek w usta nieco uspokoił blondyna.
-Ale Ja chcę mieć Ciebie przy sobie.
-Przecież jestem tu. Zostaniesz na noc?
Weszli do środka i siadając na łóżku rozkoszowali się chwilą
-Marco?
-Słucham.
-Bo wiesz ostatnio czytałam taką książkę i dziewczyna zamieszkała z chłopakiem a po pewnym czasie przestało im na sobie zależeć. Nie starali się o siebie, potem było rozstanie. Z nami tak nie będzie, prawda?- zapytała odwracając głowę w kierunku blondyna.
Reus pocałował dziewczynę w czoło i rzekł:
-To oznacza, że się o Ciebie troszczę.
Następny subtelny całus powędrował na nos Marissy.
-To, że wierzę w Ciebie i nie masz się bać.
Kolejny namiętny pocałunek złożył na gorących ustach wybranki.
-Tak Cię kocham.
I ostatni na szyi.
-A tak Cię pragnę. Nigdy o tym nie zapominaj słoneczko.
Przerwał im dźwięk telefonu, który zadzwonił do Reus'a.
-Mats? Co tam....Impreza....Jutro...-blondyn spojrzał znacząco na brunetkę i odparł:
-Czemu nie, mamy co świętować. Ale teraz spadaj Mats, przeszkodziłeś mi- stwierdził rozłączając się powrócił do całowania dziewczyny.
-Jesteś wredny ale strasznie Cię kocham- oznajmiła między pocałunkami.
**************
To mnie poniosła wena! :)
Podoba się? Mam nadzieję, że chociaż troszkę:)
Miłego dnia::*
Julita <3
poniedziałek, 6 października 2014
piątek, 26 września 2014
♥ Odcinek 20-Poniosło mnie wtedy.
Robiło
się późno a Katja miała w domu jeszcze projekt do zrobienia więc
pomału ubierała się wyjścia.
W
tym samym momencie rozległ się dzwonek u drzwi. Katja jednym ruchem
ręki otworzyła wrota.
-Nie
powinieneś tu przychodzić- stwierdziła widząc nieproszonego
gościa.
-Daj
spokój Kat, dam sobie radę, idź do domu.
Całując
przyjaciółkę w policzek dziewczyna opuściła pomieszczenie.
-Przepraszam,
dotarło do mnie, że to omdlenie częściowo przeze mnie. Nie
powinienem zostawiać Cię samej z problemami.
-Daj
spokój to tylko i wyłącznie moja wina. Nie powinnam być
kłamczuchą.
-Proszę
nie mów tak, nie jesteś. Poniosło mnie wtedy.
-Co
tam trzymasz?- zapytała dziewczyna widząc zajęte ręce Marco.
-Przyniosłem
Ci książki. Kryminały jak lubisz, żebyś się nie nudziła w ten
czas.
-Dziękuję-
odebrała lektury dotykając przez przypadek dłoni Reusa.
-Pomyślałem,
że moglibyśmy zostać przyjaciółmi.
-Nie-
odparła Marissa.
-Nie?
-Nie
potrafię być tylko przyjaciółką- rzucając książki na stół
dziewczyna zaczęła całować blondyna. Ten z początku wydawał się
zdziwiony, jeszcze niedawno Niemka nie chciała słyszeć o związku.
Z chwilą jednak zaczął oddawać pocałunki. Podczas gdy Marissa
wsunęła swoją dłoń pod koszulkę chłopaka wędrując opuszkami
palców po Jego nagim torsie blondyn zrozumiał do czego to zmierza.
-Powinnaś
odpoczywać.
Odsuwając
się lekko do tyłu zapytała:
-Nie
chcesz udzielić mi pomocy?
-Marissa,
jesteś okropna. Nie prowokuj mnie, muszę jechać do domu. Jutro mam
z samego rana trening.
-Przecież
możesz pojechać stąd.
-Muszę
załatwić jeszcze jedną sprawę słonko.
-No
dobrze jedź sobie- odparła.
-Ejj
teraz mnie wyganiasz?
Przyciągając
za T-shirt Marco zaczęła znów namiętnie Go całować
-Jak
tak dalej pójdzie to nie wyjdę stąd.
-Dobra,
idź już. Ale przyjdziesz jutro?
-Od
razu po treningu jestem- pocałował Ją w sam czubek nosa.
-Marissa?
Wiem, że nie ma już Simona ale świetnie się Nim opiekowałaś i
jestem z Ciebie dumny. Teraz ja się Tobą zaopiekuję, pozwolisz?
-Nie
potrzebuję opieki, potrafię się sama sobą zająć.
-Tak,
widzę Kochanie. Wylądowałaś w domu, bo wcześniej zemdlałaś.
-Pójdziesz
dziś w końcu?
-Już
idę- całując dziewczynę na pożegnanie zamknął za sobą drzwi.
Marissa
zdążyła wejść do kuchni gdy drzwi znów się otworzyły.
-Zapomniałem
czegoś zabrać- pocałował dziewczynę- Kocham Cię, uważaj na
siebie.
***
Szczęśliwa
dziewczyna postanowiła przyrządzić sobie kąpiel. Wlewając swój
ulubiony płyn do kąpieli rozkoszowała się chwilą. Nie sądziła,
że kiedykolwiek będzie mogła z optymizmem spojrzeć w swe odbicie
w lustrze. A teraz mało tego, że mogła to uczynić miała w sobie
tyle energii, że góry mogłaby przenosić. Z nadmiaru emocji nie
mogła zasnąć więc zrobiła sobie kakao. Nie zdążyła upić łyka
a Jej głowa bezwiednie opadła na poduszkę.
***
Obudził
Ją dzwonek do drzwi, ktoś był bardzo natarczywy bawiąc się
przyrządem. Zaspana Marissa spojrzała na zegarek, 9:00 rano. Już
nie pamiętała kiedy tak długo spała. Z drugiej strony była
ciekawa kto postanowił Jej przerwać sen. Wciągając na nogi kapcie
podeszła do drzwi.
-No
już myślałem, że śpisz- bezceremonialnie wymijając dziewczynę
wkroczył do środka.
-No
wiesz, o tej porze niektórzy jeszcze śpią. Co Ty tu robisz? Nie
powinieneś mieć treningu?
-Podczas
gdy sobie chrapałaś to już na Nim byłem!
-Ejj!
Tylko nie chrapałaś! Dobra? -Całując dziewczynę w czoło Reus
położył dwie reklamówki na blacie kuchennym. Zamierzał zrobić
śniadanie dla ukochanej, była wychudzona i przemęczona. To przez
to zemdlała, nie mógł dopuścić do podobnej sytuacji. Widząc co
wyczynia Marco w Jej kuchni, dziewczyna oznajmiła:
-Tylko
nie mów, że Ty też zamierzasz mnie dokarmiać.
-Słoneczko,
żebyśmy się dobrze zrozumieli, siłą Ci to wepchnę jeśli będzie
trzeba. Co Ci strzeliło do głowy, żeby nie jeść?
Marissa
spojrzała w dal przypominając sobie ostatnie zdarzenia z Jej życia.
Reus zrozumiał, że nie powinien tego mówić. W spojrzeniu
dziewczyny można było ujrzeć smutek i pustkę.
-Przepraszam
skarbie, nie chciałem- zaczął blondyn klękając przed dziewczyną.
-Nie,
nic się nie stało. Już dobrze- stwierdziła czochrając Niemca po
włosach.
-Nic
nie jest dobrze- oznajmił Reus gwałtownie podrywając się z miejsca
stanął przy oknie.
-Straciłaś
Simona a ja zamiast być przy Tobie uciekłem jak jakiś cholerny
tchórz. Nie mogę sobie tego darować.
Podchodząc
prawie niesłyszalnie brunetka objęła od tyłu Marco muskając
wargami Jego kark.
-Ale
jesteś teraz tutaj i tylko to się liczy.
Odwracając
się spojrzał w Jej brązowe oczy by utonąć po chwili w pocałunku.
-A
gdzie mam być? Tęskniłem.
-Marco,
nie wspominajmy już starych spraw. Co było już nie wróci.
Popełniłeś błąd ale ja też nie jestem bez winy. Cieszmy się tym
co teraz jest.
**************************
Dobra nie mogłam patrzeć na żal i mutek ogarniajacą me rozdziały:) A więc dobrze, cieszcie się:)
Buziaki:*
Julita.
sobota, 20 września 2014
♥ Odcinek 19- Moja Ty biedna.
Oglądała
swe odbicie w lustrze z pretensją, że musi iść do pracy.
Dzisiejszego poranka nie miała na nic ochoty, czuła się źle.
Naprawdę źle lecz nie byłaby sobą gdyby nie zjawiła się w
szpitalu. Od samego rana dostała zadanie bojowe- wyrostek
robaczkowy. Wszystko szło szybko i sprawnie, wyrzucając fartuch i
rękawiczki po zabiegu wyszła na korytarz. Ujrzała Reusa
odbierającego wyniki badań, spuściła wzrok w dół oddalając się
nieco. Poczuła mocny ucisk w żołądku po czym wszystko zaczęło
nagle wirować . Przytrzymując się ściany stanęła na chwilę,
zrobiło Jej się ciemno przed oczami i zemdlała. Stojące w pobliżu
pielęgniarki zawołały lekarza. Postanowili przenieść Marissę na
łóżko, zmierzyli Jej tętno po czym kazano podać kroplówkę.
Dziewczyna nadal spała.
-Doktorze
co się stało?- zapytał Reus.
-Kim
Pan jest?
-Znajomym-
odparł zdając sobie sprawę jak to idiotycznie brzmi.
-Przykro
mi, nie mogę udzielić żadnych informacji.
***
Otwierała
powoli swe ociężałe powieki wpatrując się w biały sufit.
-Marissa-
rzeknął do Niej znany głos.
-Marco-
wyszeptała.
-
Jak się czujesz?- zapytał troskliwie patrząc na brunetkę.
-Możesz
im powiedzieć, żeby mnie wypuścili? Nic mi nie jest.
-Zemdlałaś.
Musimy porozmawiać- odrzekł.
-O
moim omdleniu? Daj spokój.
-Marissa
byłem tam. U Niego.
Spojrzała
w tym momencie na blondyna wzrokiem pełnym ciekawości.
-Widziałeś
Go?
-Nie,
Cheryl nie wpuściła mnie do środka.
Pokiwała
głową z dezaprobatą rozumiejąc Jego sytuację.
-Mari,
nie zgadzam się- stwierdził nagle Marco.
-Z
czym?
-Powiedziałaś
mi ostatnio, że to koniec, nie zgadzam się. Brakuje mi Ciebie. Nie
widzę Cię na meczu, nie mogę codziennie widywać. Nie chcę tak.
Po
co On Jej to mówi? Nie chciała tego, nie miała zamiaru znowu się
rozpłakać. Odwracając głowę w drugą stronę odparła:
-Wiem,
że Cię okłamałam Reus, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Ale
przez ten cały cholerny miesiąc byłam całkiem sama. Cheryl
zabrała mi Simona, nie było Ciebie. Zostawiłeś mnie w
najważniejszym momencie mojego życia. Jak myślisz dlaczego
zemdlałam?Ale..nie. Nie mam do Ciebie żalu, oboje popełniliśmy
błąd a za niego się płaci.
-Marissa...
-Marco
za dużo się wydarzyło, proszę wyjdź.
Reus jakby zastygł w miejscu wpatrując się w brunetkę, do sali wszedł
ordynator chcąc przemówić Niemce do rozumu.
-Czy
Ty oszalałaś? Jadłaś dziś coś w ogóle? Jaki ja mam mieć
pożytek z Ciebie, co?
-Przepraszam-
rzekła patrząc na oddalającą się sylwetkę Marco.
***
Opuszczała
szpital z wmuszonym tygodniowym urlopem. Przesadziła, dobrze o tym
wiedziała lecz praca pozwalała Jej zapomnieć a teraz cały tydzień
będzie zaprzątać sobie głowę niepotrzebnymi myślami. Wchodząc
do domu postanowiła przygotować sobie kąpiel, wlała do wody swój
ulubiony olejek aromatyczny, zapaliła dookoła świece zapachowe,
rozebrała się i weszła do wody. Zamykając oczy relaksowała się
każdą chwilą.
"Nie
zgadzam się, nie zgadzam się na to"- w głowie ciągle miała
potok słów wypływających z ust Reusa.
-Przykro
mi Marco- szepnęła do siebie.
***
Wieczorem
Marissa w drzwiach ujrzała Katję, jej serdeczną przyjaciółkę.
-Moja
Ty biedna. Już ja się Tobą zajmę- stwierdziła.
Jak
postanowiła tak też zrobiła, wstawiła wodę na herbatę szykując
kanapki. Marissie nie kazała się w ogóle ruszać.
-Mam
odpoczywać ale przecież nie umieram, mogę Ci pomóc.
-Siedź
tam na dupie, już idę- oznajmiła dziewczyna kładąc posiłek na
stole.
-Oszalałaś?
Dla całej armii tych kanapek przyrządziłaś.
-Człowiek
się tu stara jak może a Ty jeszcze marudzisz.
Marissa
się wtedy uśmiechnęła, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu.
Zawdzięczała to wszystko Katji, dziewczynie która od zawsze była
z Nią.
**************************
sobota, 13 września 2014
♥ Odcinek 18- Gdzieś już to słyszałam.
-Reus?!
Co Ty tu robisz?- zapytałam widząc niespodziewanego gościa w
drzwiach.
-Wpuścisz
mnie? Musimy porozmawiać- otworzyłam drzwi by blondyn mógł wejść
do wewnątrz. Wiedziałam, że ta rozmowa musi w końcu nastąpić.
-Marco,
wiem po co tu przyszłeś.
-Wiesz?-
w oczach blondyna pojawiły się iskierki nadziei z powodu tego, że
nie będzie musiał tego tłumaczyć.
-Ja
sama nie wiem dlaczego wtedy nie powiedziałam prawdy. Po prostu
uważałam, że nieważne kto urodził Simona. To ja czułam się
Jego matką ale miałeś rację. Jestem kłamczuchą.
-Marissa....-
Reusowi wyraźnie zrzedła mina.
-Poczekaj.
Nie musisz tu przychodzić i po raz drugi tego powtarzać. Ja
rozumiem, nie masz w stosunku do mnie żadnych zobowiązań- w tym
momencie dziewczynie zaczął łamać się głos więc stwierdziła,
że musi kończyć -Życzę Ci szczęścia Marco. Jesteś świetnym
mężczyzną i zasługujesz na nie. Teraz przepraszam Cię ale jestem
zmęczona i pójdę spać.
Dobrze
się przy tym maskując Marissa otarła łzy, co ja wygaduję-
pomyślała. Przecież byłabym pierwszą osobą zdolną wydrapać
oczy którejkolwiek dziewczynie jeśli zbliżyłaby się do Reusa.
Marco posłusznie opuścił mieszkanie w nie najlepszym nastroju, nie
spodziewał się takiego zwrotu akcji.
Dziewczyna
opierając się o drzwi osunęła się na podłogę płacząc. Nie
sądziła, że to tak bardzo będzie boleć ale ta rozmowa była
konieczna. Choć to słowo jest za duże. To nie była rozmowa, to
był jej najdłuższy i najgorszy monolog w życiu. Tak bardzo
chciała Go dotknąć chociaż przez chwilę. Tak, żeby zapamiętać
tę sekundę na zawsze. To był koniec, definitywny koniec.
***
Była
zmęczona życiem, nie rozpieszczało Ją. Ubierając buty i kurtkę
wyszła z domu, był już późny wieczór. Ludzie krążyli w różne
strony, jedni zmęczeni wracali po pracy do domu, inni wybierali się
na romantyczny spacer, byli też tacy jak Ona. Ci, którzy nie
wiedząc co robić ze swoim życiem wędrowali przed siebie. Lecz
Marissa tego wieczoru dokładnie wiedziała dokąd chce zmierzać.
Dotarła na cmentarz, na grób swoich ukochanych rodziców.
-Cześć
mamo, cześć tato- kucając przy nagrobku prowadziła kolejny
monolog tego wieczoru. -Dawno mnie tu nie było, przepraszam.
Przyszłam sama, bo jestem sama. Cheryl wróciła, wiecie? Zabrała
Simona, błagam miejcie na Niego oko, niech Mu się nic nie stanie.
Zazdroszczę Wam, do samego końca byliście razem... Pokochałam Go
całym sercem. W jednej minucie mówił, że mnie kocha a w drugiej,
że to koniec. Ale rozumiem nie ufa mi już...
Zapaliła
znicze i pomodliła się jeszcze przy grobie. Zrobiło się zimno
więc postanowiła wrócić do domu. Do pustego, okropnego domu.
***
Wchodząc
do szpitala ujrzała sylwetkę Thomasa, męża Jej pacjentki.
-Panie
Thommy?- złapała Go za ramię.
-Dr.
Baumann, szukałem Pani. Andrea nie żyje- wykrztusił na jednym
tchu.
Zapatrując
się we wciąż nieruchomego mężczyznę Marissa kazała Mu usiąść
na krześle.
-Ja.....wiem,
że obiecałam Panu, że Andrei się nic nie stanie ale czasem jest
tak, że nie można nic zrobić.
-Wiem.
Nie mam żalu, Ona sama chciała urodzić to dziecko. Gdyby nie
Ono...
-Niech
Pan posłucha. Była sobie pewna dziewczyna w wieku 21 lat urodziła
chłopca. Nie była gotowa na macierzyństwo, więc oddała małego
siostrze. Dziewczyna była sama, bez jakiejkolwiek rodziny ale
zgodziła się. Dawała sobie radę, pracowała na dwa etaty ale gdy
widziała dziecko, które stawia pierwsze kroki, cieszy się gdy Ją
widzi to była wniebowzięta. Pewnego dnia siostra wróciła, by
odebrać chłopca. Dziewczynie świat runął na głowę, nie
wiedziała co robić....
-Po
co mi to Pani mówi?- wtrącił Thomas.
-Chcę
Panu uświadomić, że Andrea była bardzo odważna. Gdyby usunęła
ciążę to równałoby się dla Niej ze śmiercią. Czy to byłaby
śmierć z powodu białaczki czy utraty dziecka, to nie miało
znaczenia. Na pewno chciałaby żebyś był teraz szczęśliwy. I na
pewno nie podobałoby się Jej to, że nienawidzisz tego dziecka.
-Mogę
o coś zapytać?
-Tak,
proszę.
-Jak
sobie ani radzi bez tego chłopca?
Marissa
spojrzała na mężczyznę uśmiechając się na znak, że jest
zdziwiona skąd Thomas wie, że to Jej historia.
-Czas
leczy rany, a co pomaga? Myśl, że tam gdzie teraz są jest im
dobrze. Przypominam sobie uśmiech Simona i mam nadzieję, ze jest
szczęśliwy.
-Ona
też jest szczęśliwa, prawda? Jest tam z naszym dzieckiem.
-Tak,
na pewno.
-Mam
coś dla pani- mężczyzna wyjął z kieszeni bransoletkę
-Andrea
była w Afryce, to Jej amulet, przynosił szczęście. Chciała,
żebym go Pani przekazał.
-Ale
nie powinnam, to pamiątka.
-Spełniam
obietnicę żony. Proszę Go wziąć. Jest Pani aniołem i zasługuje
na to.
Przypominając
sobie pierwsze spotkanie z Marco Marissa odrzekła:
-Gdzieś
już to słyszałam- ścisnęla mocno bransoletkę uśmiechając się
do Thomasa.
********************************
Tak na szybko dodaje!:)]
Miłego :*
niedziela, 7 września 2014
♥ Odcinek 17- Nie mogę wciąż rozpamiętywać.
Kierując
się w stronę samochodu Marissa marzyła tylko o tym, by jak
najszybciej znaleźć się w domu. Jednak los tego dnia nie był dla
Niej zbyt łaskawy, ledwo wsiadła do auta przekręcając kluczyk w
stacyjce by ruszyć z miejsca samochód odmówił posłuszeństwa.
-No
błagam, nie rób mi tego- dziewczyna postanowiła prowadzić monolog
w środku pojazdu.
Zrezygnowana
opierając głowę na kierownicy zaczęła klnąć pod nosem,
-Co
za grat! Nawet do domu spokojnie nie dojadę- stwierdziła trzaskając
drzwiami.
-Może
pomóc?- usłyszała za sobą głos, którego tego dnia tak bardzo
unikała.
-Nie
trzeba. Nic takiego.
-Daj
kluczyki- stwierdził blondyn wyciągając dłoń.
Marissa nie wiedziała co w tym momencie ma robić, jak się zachować. Może
powinna się odezwać? Nie, to stanowczo nie było wskazane. Za
bardzo Ją zabolało to rozstanie, żeby teraz po raz kolejny wbić
sobie nóż w sam środek serca.
-Nic
nie da rady zrobić. Musisz odstawić auto do mechanika- z transu
wybił Ją głos Marco.
-Dobrze,
jutro to zrobię. Dziękuję- postanowiła szybko zamknąć auto i
ulotnić się jak najdalej stąd. Choćby na koniec świata.
-Może
Cię podrzucę?- zapytał lecz brunetce ani się śniło zbliżyć
się do Niego choćby na krok. Zauważając w oddali Natalie, rzekła:
-Nie,
pojadę z Nat. Mieszka niedaleko mnie. Cześć- odeszła zostawiając
blondyna samego., podeszła do koleżanki.Natalie choć wcale nie
miała po drodze do domu odwiozła Marissę w jej domowe zacisze.
***
Następnego
dnia młodej Niemce odholowano samochód do naprawy co skutkowało
tym, że przez najbliższe dni będzie skazana na środki publicznego
transportu. Wiązało się to też z tym, że trzeba wcześniej wstać,
by zdążyć do pracy. Jak co ranka bez śniadania Marissa wyruszyła
do szpitala. Czekała Ją poważna rozmowa z młodą pacjentką,
która miała tętniaka w głowie.
-Witam
Saro- zaczęła od progu.
-Dzień
dobry pani doktor. Co ze mną?
-Możemy
dziś przeprowadzić operację.
-To
świetnie. W końcu nie będę widzieć podwójnie i pozbędę się
tych zawrotów głowy.
-Saro
niestety pozbędziesz się jeszcze czegoś- stwierdziła Marissa
-Co
to oznacza?
-Tętniak
jest w mózgu, wiec musimy Ci....-lekarka spojrzała niepewnie na
pacjentkę. Nie lubiła przekazywać takich informacji ludziom.
-Musimy Ci obciąć włosy. Wszystkie.- dodała.
Sara
wyraźnie zbladła. Dla 15-letniej dziewczyny takie słowa stanowiły
nie mały szok.
-Ale
dlaczego? Nie możecie wyciąć tylko kawałek?
-Saruś
rozumiem co czujesz, naprawdę. Ale tętniaka masz w mózgu.
Musielibyśmy ściąć włosy na czubku głowy, pomyśl nieciekawie
by to wyglądało. Włosy odrosną skarbie a do tej pory możesz
nosić perukę.
-Nie
mam innego wyboru, prawda?
-Przykro
mi.
-Dobrze,
ufam Pani, róbcie co musicie.
Mając
zgodę na operację Marissa zabrała dziewczynę do sali operacyjnej.
Nie chciała, żeby dziewczyna oglądała jak golą Jej włosy więc
od razu wstrzyknęła dożylnie środek usypiający, żeby Sara
usnęła. Po odczekaniu paru minut chirurdzy wzięli się do roboty.
Gdy dziewczyna była już gotowa młoda Niemka wzięła do ręki
skalpel po czym z drugim chirurgiem zaczęli zabieg usuwania
tętniaka. Docierając do Niego jeszcze raz obejrzeli Go pod
mikroskopem. Był ogromny, nic dziwnego, że dziewczyna co chwilę
mdlała, uciskał Jej układ nerwowy. Po wycięciu tętniaka wspólnie
zszyli Jej czaszkę po czym owinęli głowę bandażem. Dziewczyna
nadal była pod wpływem narkozy więc smacznie spała, operacja się
udała. Marissa mogła wrócić do pacjentów.
***
Po
dwóch godzinach dostała informację o wybudzeniu Sary, poszła wiec
na OIOM porozmawiać z pacjentką.
-Wszystko
się udało?- zapytała dziewczyna
-Tak.
Nie masz już tego okropieństwa w głowie, musisz teraz odpoczywać.
-Pani
doktor a moje włosy?
-Masz
teraz bandaż na głowie, nie uciska zbyt mocno?
Dziewczyna
pokiwała przecząco głową na znak, że wszystko jest ok. Miała
jednak nadzieję, że nie wycięli Jej wszystkich włosów. Marissa
widząc smutek na twarzy dziewczyny rzekła:
-Ejj,
nie smuć się, teraz możesz mieć takie włosy jakie tylko
zechcesz. Blond albo czarne. Ja bym chciała rude, długie, lokowane-
rozmarzyła się lekarka.
-Chcę
mieć takie jak Pani. Są piękne.
-Dobrze
jak tylko poczujesz się lepiej to wybierzemy perukę. Teraz idź
spać.
Dziewczyna
posłusznie zmrużyła oczy by odpłynąć w krainę Morfeusza. W
takich chwilach Marissa przypomniała sobie po co została lekarzem,
obejrzała się tylko w drzwiach na śpiącą osobę Sary po czym
zdejmując kitel skierowała się do domu. Autobus jechał
niemiłosiernie długo, nie to co Jej auto. Wyczekiwała już dnia
kiedy będzie mogła odebrać Je spowrotem.
***
Weszła
do swego lokum z lekkim bólem głowy, przez cały dzień nie zdążyła
nic zjeść oprócz batona kupionego w szpitalnym automacie. Wyjęła
sałatę lodową, posiekała marchewkę, ogórka, pomidora po czym
krojąc szynkę wrzuciła wszystko do miski. Na wierzch wylała
jogurt naturalny i zasiadła do stołu, było tak cicho. W lodówce
pustka, nie było nic. Kompletnie nic. Gdyby był Simon...
-Nie,
nie, nie.- zganiła siebie w myśli. -Nie mogę wciąż
rozpamiętywać.
Podczas
konsumpcji swojej kolacji usłyszała dzwonek do drzwi. Bardzo
niechętnie podniosła się z krzesła by otworzyć drzwi...
************************************
Przepraszam, że taki krótki~! Ale musiałam w tym momencie zakończyć o!
Jak tam zaczął się Wam rok szkolny?
Pozytywnie czy negatywnie?
<3
niedziela, 31 sierpnia 2014
♥Odcinek 16-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.
Na SIP Marissa Baumann weszła z niepokojem, nie chciała tam spotkać Marco lecz niestety to było nieuniknione. Mijając Go przy wejściu do szatni uświadomiła sobie tylko jak bardzo za Nim tęskni. Jak bardzo ciężko samej dźwigać ciężar codzienności. Mieli być już na zawsze razem, tymczasem mijając się nie zamienili nawet jednego słowa. Zauważając w oddali Kloppa zbliżyła się by móc spokojnie porozmawiać.
-Dlaczego nie chcesz już tu pracować?- zapytał zdziwiony Juergen.
-Mam za dużo obowiązków, nie dam rady tego wszystkiego połączyć- skłamała dziewczyna.
-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.
Na dźwięk ostatniego słowa Marissie po policzku pociekły łzy, zbyt dużo osób już straciła w swoim życiu. Najpierw rodzice, Simon, Marco. Cheryl po tym co zrobiła to tak jakby też była martwa. Dziewczyna nie miała już nikogo oprócz Katji.
***
Następnego dnia brunetka miała iść do pracy, była wdzięczna ordynatorowi za chwile wytchnienia. Wracając do domu pragnęła tylko gorącej kąpieli i ciepłego łóżka. Ledwo zdjęła buty usłyszała dzwonek do drzwi. Nie patrząc kto to postanowiła otworzyć.
-Hej- rzekł nieśmiało blondyn.
-Cześć- odpowiedziała dziewczyna.
-Jest Simon? Chcę Go zabrać na boisko.
Nie odrywając wzroku od klamki rzekła:
-Nie ma Go.
W kącikach Jej oczu ukazały się łzy więc postanowiła szybko zbyć gościa, żeby się nie rozkleić. Poszła po kartkę i długopis pisząc adres.
-Tu masz Jego adres. Może uda Ci się z Nim spotkać.
-Ale...- rzekł nic nie rozumiejąc.
-To wszystko?- przerwała Marissa
Odpowiedziała Jej cisza więc pożegnała się zatrzaskując drzwi. Dziewczyna osunęła się na ziemię i zaczęła płakać. Przypomniały Jej się wszystkie chwile spędzone z Marco. Jak mówił, że Ją kocha. Czy to wszystko było kłamstwem? Na samą myśl, że jest tak bezmyślna rozpłakała się jeszcze bardziej. Przyszedł do Simona, nie do mnie- powtarzała sobie w myślach. W tym samym czasie blondyn postanowił udać się pod wskazany adres. Zapukał do drzwi i wtedy otworzyła Mu kobieta, którą wcześniej widział u Marissy.
-Jest Simon?- zapytał.
-Nie ma i nigdy nie będzie! I przekaż Marissie, żeby nie przysyłała pośredników!
***MIESIĄC PÓŹNIEJ***
Kolejny tydzień bez Simona. Kolejny tydzień bez Marco.
Minął już miesiąc, głupie 30 dni. Dla jednych było to mało lecz dla Marissy były to całe lata świetlne. Uczyła się żyć na nowo, było Jej niezmiernie ciężko ale nie mogła się poddać. To by Ją wykończyło, musiała pokazać światu, że da sobie radę. Taka była właśnie młoda Niemka. Waleczna. Choćby była w sytuacji bez wyjścia nigdy nie przestanie pomagać ludziom. Wierzy w nich jak nikt inny, wierzy w tę drugą lepszą stronę każdego człowieka. Od tej pory brała dodatkowe dyżury w szpitalu, gdy ktoś prosił Ją o pomoc nigdy nie odmawiała. W końcu i tak nikt ani nic nie czeka na Nią w domu. Od rana, zdarzało się, że do późnego wieczora bytowała w szpitalu. Pewnego dnia wypełniając papiery w dokumentacji została poproszona o pomoc Natalie, która miała natłok pacjentów.
-Oczywiście- zgodziła się brunetka.
Weszła do pomieszczenia rozglądając się. Była ostatnimi czasy bardzo wychudzona, siedząc nawet 12 godzin w publicznej placówce zdrowia nie miała czasu na przygotowanie śniadania, ugotowaniu obiadu, już o kolacjach nawet nie było mowy. Wracając do domu nie miała siły na nic. Brała prysznic i ewentualnie jak miała jeszcze energię sięgała po pilota by obejrzeć coć w telewizji. Zazwyczaj zasypiała podczas seansu. Budząc się w nocy wyłączała odbiornik po czym przewracała się na drugi bok.
Weszły razem z Natalie do pomieszczenia i wtedy ujrzała Go. Na sali było dużo ludzi ale Marissę jak magnes wzrokiem przyciągnął Marco. Dowiedziała się po chwili, że razem z Mo przyszedł na badanie kontrolne. Nie zastanawiając się długo wzięła kartę Moritza i ruszyła z Nim na badania. Odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła, to było za wcześnie. Nie potrafiła patrzeć na Marco, nie ufała samej sobie. Aby nie płakać, aby zapomnieć, aby ukoić swe rozdygotane myśli i serce wbiła się w wir pracy.Nie mogła zaburzać rytmu, jeszcze nie teraz. Być może nigdy.
-Brakuje Nam Ciebie- z stanu zamyślenia wyrwał Ją głos Leitnera, któremu w tej chwili mierzyła ciśnienie.
Uśmiechnęła się tylko promiennie myśląc jak bardzo jej brakuje Borussen. Ile razy chciała iść na mecz rezygnując z tego pomysłu.
-Co u Was? Jak tam trener?- zapytała.
-W porządku Mario odszedł ale to pewnie już wiesz.
Skinęła głową na znak, że przyswoiła wszystkie fakty, po tej krótkiej wymianie zdań zostawiła Mo na konsultację z innym lekarzem po czym weszła do pokoju lekarskiego aby uciec przed całym światem.
***
Kończąc swój dyżur zapakowała wszystkie swoje rzeczy do torebki. Zmieniła buty, zdjęła kitel szpitalny po czym postanowiła wyjść ze szpitala. Uśmiechając się kolejno do rozchorowanych pacjentów otworzyła drzwi wyjściowe.
*******************************
Z góry przepraszam, że taki krótki ale pisałam Go wczoraj przed Zakończeniem Lata w moim mieście, dzis miałam Go ewentualnie poprawić ale opadłam z sił, weny brak. Postanowiłam więc taki wstawic:)
Buziaki:*
-Dlaczego nie chcesz już tu pracować?- zapytał zdziwiony Juergen.
-Mam za dużo obowiązków, nie dam rady tego wszystkiego połączyć- skłamała dziewczyna.
-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.
Na dźwięk ostatniego słowa Marissie po policzku pociekły łzy, zbyt dużo osób już straciła w swoim życiu. Najpierw rodzice, Simon, Marco. Cheryl po tym co zrobiła to tak jakby też była martwa. Dziewczyna nie miała już nikogo oprócz Katji.
***
Następnego dnia brunetka miała iść do pracy, była wdzięczna ordynatorowi za chwile wytchnienia. Wracając do domu pragnęła tylko gorącej kąpieli i ciepłego łóżka. Ledwo zdjęła buty usłyszała dzwonek do drzwi. Nie patrząc kto to postanowiła otworzyć.
-Hej- rzekł nieśmiało blondyn.
-Cześć- odpowiedziała dziewczyna.
-Jest Simon? Chcę Go zabrać na boisko.
Nie odrywając wzroku od klamki rzekła:
-Nie ma Go.
W kącikach Jej oczu ukazały się łzy więc postanowiła szybko zbyć gościa, żeby się nie rozkleić. Poszła po kartkę i długopis pisząc adres.
-Tu masz Jego adres. Może uda Ci się z Nim spotkać.
-Ale...- rzekł nic nie rozumiejąc.
-To wszystko?- przerwała Marissa
Odpowiedziała Jej cisza więc pożegnała się zatrzaskując drzwi. Dziewczyna osunęła się na ziemię i zaczęła płakać. Przypomniały Jej się wszystkie chwile spędzone z Marco. Jak mówił, że Ją kocha. Czy to wszystko było kłamstwem? Na samą myśl, że jest tak bezmyślna rozpłakała się jeszcze bardziej. Przyszedł do Simona, nie do mnie- powtarzała sobie w myślach. W tym samym czasie blondyn postanowił udać się pod wskazany adres. Zapukał do drzwi i wtedy otworzyła Mu kobieta, którą wcześniej widział u Marissy.
-Jest Simon?- zapytał.
-Nie ma i nigdy nie będzie! I przekaż Marissie, żeby nie przysyłała pośredników!
***MIESIĄC PÓŹNIEJ***
Kolejny tydzień bez Simona. Kolejny tydzień bez Marco.
Minął już miesiąc, głupie 30 dni. Dla jednych było to mało lecz dla Marissy były to całe lata świetlne. Uczyła się żyć na nowo, było Jej niezmiernie ciężko ale nie mogła się poddać. To by Ją wykończyło, musiała pokazać światu, że da sobie radę. Taka była właśnie młoda Niemka. Waleczna. Choćby była w sytuacji bez wyjścia nigdy nie przestanie pomagać ludziom. Wierzy w nich jak nikt inny, wierzy w tę drugą lepszą stronę każdego człowieka. Od tej pory brała dodatkowe dyżury w szpitalu, gdy ktoś prosił Ją o pomoc nigdy nie odmawiała. W końcu i tak nikt ani nic nie czeka na Nią w domu. Od rana, zdarzało się, że do późnego wieczora bytowała w szpitalu. Pewnego dnia wypełniając papiery w dokumentacji została poproszona o pomoc Natalie, która miała natłok pacjentów.
-Oczywiście- zgodziła się brunetka.
Weszła do pomieszczenia rozglądając się. Była ostatnimi czasy bardzo wychudzona, siedząc nawet 12 godzin w publicznej placówce zdrowia nie miała czasu na przygotowanie śniadania, ugotowaniu obiadu, już o kolacjach nawet nie było mowy. Wracając do domu nie miała siły na nic. Brała prysznic i ewentualnie jak miała jeszcze energię sięgała po pilota by obejrzeć coć w telewizji. Zazwyczaj zasypiała podczas seansu. Budząc się w nocy wyłączała odbiornik po czym przewracała się na drugi bok.
Weszły razem z Natalie do pomieszczenia i wtedy ujrzała Go. Na sali było dużo ludzi ale Marissę jak magnes wzrokiem przyciągnął Marco. Dowiedziała się po chwili, że razem z Mo przyszedł na badanie kontrolne. Nie zastanawiając się długo wzięła kartę Moritza i ruszyła z Nim na badania. Odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła, to było za wcześnie. Nie potrafiła patrzeć na Marco, nie ufała samej sobie. Aby nie płakać, aby zapomnieć, aby ukoić swe rozdygotane myśli i serce wbiła się w wir pracy.Nie mogła zaburzać rytmu, jeszcze nie teraz. Być może nigdy.
-Brakuje Nam Ciebie- z stanu zamyślenia wyrwał Ją głos Leitnera, któremu w tej chwili mierzyła ciśnienie.
Uśmiechnęła się tylko promiennie myśląc jak bardzo jej brakuje Borussen. Ile razy chciała iść na mecz rezygnując z tego pomysłu.
-Co u Was? Jak tam trener?- zapytała.
-W porządku Mario odszedł ale to pewnie już wiesz.
Skinęła głową na znak, że przyswoiła wszystkie fakty, po tej krótkiej wymianie zdań zostawiła Mo na konsultację z innym lekarzem po czym weszła do pokoju lekarskiego aby uciec przed całym światem.
***
Kończąc swój dyżur zapakowała wszystkie swoje rzeczy do torebki. Zmieniła buty, zdjęła kitel szpitalny po czym postanowiła wyjść ze szpitala. Uśmiechając się kolejno do rozchorowanych pacjentów otworzyła drzwi wyjściowe.
*******************************
Z góry przepraszam, że taki krótki ale pisałam Go wczoraj przed Zakończeniem Lata w moim mieście, dzis miałam Go ewentualnie poprawić ale opadłam z sił, weny brak. Postanowiłam więc taki wstawic:)
Buziaki:*
niedziela, 24 sierpnia 2014
♥ Odcinek 15- Kocham Cię jeśli o to się martwisz.
Marissa
zeszła do salonu gdy ujrzała tam swoją własną siostrę.
-Cheryl,
co Ty tu robisz?- zapytała Niemka, która od dwóch lat nie miała
jakiegokolwiek kontaktu z siostrą.
-Przyszłam
do mojego syna. Gdzie On jest?- zapytała.
Zdezorientowany
Marco spojrzał pytająco na brunetkę.
-Możesz
mi wytłumaczyć o co chodzi? Przecież Simon to Twój syn.
Dziewczyna
z rezygnacją opuściła głowę.
-Nie,
Marco. To Jej syn, zostawiła Go jak był mały więc się Nim
opiekowałam.
-Okłamywałaś
mnie cały czas?! Wiesz przecież jak tego nie znoszę. Caro
oszukiwała cały czas zdradzając mnie na prawo i lewo.
-Reus,
zaczekaj!- krzyknęła dziewczyna.
-Nie!
Nasza znajomość od samego początku opiera się na kłamstwie.
Cześć- wymijając dziewczynę blondyn wyszedł z mieszkania.
Ze
łzami w oczach dziewczyna weszła do salonu gdzie stacjonowała
nadal Cheryl.
-Po
co tu przyjechałaś? Znowu się pojawiasz i mącisz mi w życiu.
-Przyjechałam
po Simona.
-Słucham?!
-Zabieram
Go ze sobą siostrzyczko! Czy Ci się to podoba czy nie.
-Nie
możesz!
-To
Ja jestem jego matką! A Ty nie masz żadnych praw...
-Mamo
ćemu ksycys?- chłopiec zszedł na dół słysząc podniesione
głosy.
-Kochanie,
pójdziesz ze mną- podchodząc do małego Cheryl ukucnęła przed
Nim.
-Kim
jeśt ta pani? Mamo ja nie cę!
Marissa
przykucnęła również przy chłopcu by szepnąć Cheryl na ucho:
-Pozwól
mi się chociaż z Nim pożegnać.
Wtedy
siostra poszła na górę pakować rzeczy małego.
-Kotuś
posluchaj, pojedziesz z tą....
Mamą,
panią? ciocią? Marissa sama nie wiedziała jak ukazać Cheryl.
-Pojedziesz
z Cheryl, dobrze?
-Mamo
dlaćego płaces?- zapytał chłopczyk.
-Bo
strasznie Cię kocham, najmocniej na świecie- rzekła brunetka
przytulając Simona.
-Teź
Cię Kocham
-Słoneczko
pojedziesz teraz sobie na takie wakacje dobrze?
-Ale
pśyjedzies po mnie?
Nie
wiedząc co odpowiedzieć Marissa odrzekła:
-Odwiedzę
Cię.
Cheryl
zapakowała małego i jego rzeczy do samochodu. Marissa nigdy nie
zapomni tego widoku. Weszła do domu nie wiedząc co robić. Na
podłodze zauważyła misia. Pierwsza maskotka Simona- pomyślała i
rozpłakała się jak dziecko. Zdruzgotana zadzwoniła do Katji.
***
Mijały
dni, godziny, sekundy. Minął cały tydzień a Marissa nadal była
sama. W sądzie nie miała szans, adwokat kazał Jej się pogodzić z
klęską. Taki proces będzie trwał latami przez co na stres
narażony będzie chłopiec a Cheryl jako młoda matka ma większe
prawa. Była młoda, zagubiona jak urodziła dziecko i Go zostawiła
ale teraz chce to naprawić. Sędzia to uwzględni, Marissa nie miała
szans. W bardzo opłakanym stanie dziewczyna snuła się po domu,
dobijała Ją ta myśl, że Simon płacze. Nie chce być z Cheryl a
Ona nic nie może na to poradzić. Nie mogła Go przytulić,
pocałować na dobranoc, pójść na plac zabaw by chłopiec mógł
beztrosko pozjeżdżać na zjeżdżalni. Mogła tylko godzinami
wpatrywać się w misia z którym zarówno i Simon i Ona mieli tak
dużo wspólnego. Postanowiła w końcu wziąć się w garść i iść
do pracy. Może wtedy choć na chwilę oderwie się od
rzeczywistości. Z samego rana udała się do gabinetu ordynatora.
-Usiądź
Marisso. Co Cię do mnie sprowadza?
-Chciałabym
wrócić do pracy.
-Jesteś
tego pewna?
-Obiecuję,
że moje problemy nie zaważą na zdrowiu pacjentów.
Mężczyzna
litościwie popatrzył na brunetkę po czym się zgodził.
-Mam
jeszcze jedną prośbę.
-Jaką?
-W
mojej obecnej sytuacji nie potrzebuję już dodatkowych dochodów.
Nie chcę pracować w BVB.
-Obawiam
się, że musisz porozmawiać z Kloppem. Jesteś wspaniałym lekarzem
i nie będzie chciał Cię tak szybko wypuścić.
-Jutro
udam się na stadion.
***
Kolejny
dzień zapowiadał się jak zwykle chłodny. Mimo iż, była wiosna
nigdy nie nic nie było wiadomo. Przygotowując się na spotkanie z
Kloppem, Marissa w głowie wciąż miała słowa Reusa:
"Kocham
Cię, jeśli o to się martwisz"
A
już godzinę po tym usłyszała:
"Nasza
znajomość od początku utrzymywała się na kłamstwie. Cześć"
Znów
po raz kolejny w tym tygodniu ujrzała w lustrze łzy. Rzekła do
swego odbicia:
-Dlaczego
musisz być taka beznadziejna Marisso Baumann?- spoglądając na
siebie z nienawiścią opuściła mieszkanie.
niedziela, 17 sierpnia 2014
♥ Odcinek 14- Szoruj na górę modelu.
Wracaj do miejsc których kochasz. Wracaj do chwil , które przynosiły radość. Wspominaj osoby z którymi wiąże się szczęście.
Gdy dotarli do domu z wycieczki rowerowej zrobił się późny wieczór. Simon był tak wykończony, że usnął bez przeczytania jakiejkolwiek bajki.
-Napijesz się czegoś?- zapytała Marissa Marco gdy wróciła od chłopca.
-Herbaty chętnie- stwierdził Reus.
-Dziękuję Ci bardzo za miło spędzone popołudnie- odrzekła dziewczyna.
-To ja dziękuję- blondyn przysunął się dość blisko Marissy tak, że mogła podziwiać jego czekoladowe tęczówki. Nie zastanawiając się długo pocałował Ją najpierw delikatnie by móc za chwilę posmakować zachłanniejszego zbliżenia z Mari.
Złapał Ją w pasie i uniósł do góry. Brunetka oplotła nogami biodra Reusa i pozwoliła zanieść się do sypialni. Obijali się o ściany całując się zachłannie. Gdy Marco delikatnie ułożył dziewczynę na łóżku ta oprzytomniała.
-Marco- szepnęła -Nie możemy, Simon w każdej chwili może tu wejść.
-Daj spokój, śpi, jest wykończony- Reus powrócił do przerywanych czynności.
-Marco!- mruknęła dziewczyna.
Blondyn podniósł się z miejsca i przekręcił klucz w drzwiach.
-Lepiej?
Brunetka pokiwała entuzjastycznie głową przygryzając wargę. Marco natomiast zaczął całować dziewczynę po szyji, ta w geście zadowolenia wplotła Mu palce we włosy, które tak starannie układał. Zjeżdżając coraz niżej całował jej ciało. Dziewczyna odczuwała dreszcze ale nie zamierzała przestawać. Pozbyli się ubrań po czym rozpłynęli się w przyjemnej rozkoszy.
Uspakajając oddech spojrzeli na siebie.
-Kocham Cię- wyszeptał Marco splatając ręce w przyjemnym uścisku
-Jestem szczęśliwa, że tu jesteś.
W takiej pozycji usnęli, nic już więcej się nie liczyło.
***
Pierwsza obudziła się Marissa w objęciach blondyna, wtuliła się w Niego mocno kreśląc palcem wzorki na Jego klatce piersiowej. Po chwili w kącikach ust chłopaka pojawił się uśmiech.
-Cześć księżniczko.
-Dzień dobry książę.
-Jak się czujesz?- zapytał całując dziewczynę w czoło.
-Świetnie, muszę Cię o coś zapytać.
-Tak?
-Ten facet nic mi już nie zrobi, prawda?
-Nic już się nie wydarzy. Nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził moją dziewczynę.
-Jestem Twoją dziewczyną?- Marissa weszła mu w słowo.
-Jesteś.
-Dobrze wiedzieć- stwierdziła Niemka całując blondyna -Musimy wstać- dodała po chwili.
-Musimy?- jęczał Marco
-Zaraz wstanie Simon, nie chcę żeby....
-Żeby zobaczył Nas razem- dopowiedział Reus
-Nie o to chodzi. To małe dziecko, dajmy Mu czas.
***
Marissa z Marco krzątali się po kuchni gdy na dół zszedł chłopiec.
-Dzień dobly- przywitał się grzecznie.
-Cześć żabo. Co zjesz dobrego?
-Naleśniki!- krzyknął
-Znowu?- zapytała Marissa
-Daj Mu spokój. Jak chce naleśniki to zrobimy- wtrącił blondyn.
-Właśnie a Ty mama idź do pokoju. Męzcyźni są teraz w kuchni telaz, prawda wujek?
-Oczywiście- zaśmiał się Niemiec przybijając z dzieckiem żółwika.
***
Po niespełna pół godzinie Simon przyszedł zawołać mamę na śniadanie.
-O mój Boże. Tornado tu przeszło a potem piorun grzmotnął?- zapytała widząc bałagan panujący w kuchni.
-Usiądź mama i nie maludziaj.
-No dobrze już, siadam.
Delektowali się pysznym daniem patrząc co chwila na siebie. Mały spałaszował szybko naleśniki, więc Marissa kazała Mu iść na górę się ubrać.
-Czemu jesteś smutna?- zapytał Marco
-Nie jestem tylko to co się wydarzyło między nami...
-Żałujesz?- wtrącił zaniepokojony Reus
-Nie, to co się wydarzyło między nami było ważne i...
-To nie był zwykły seks Marissa. Kocham Cię, jeśli o to się martwisz.
-Mamooo! Już!- Simon zbiegł ze schodów.
-Jak Ty się ubrałeś człowieku?- dziewczyna spojrzała na chłopca.
Guziki od koszuli były źle zapięte, skarpetka jedna niebieska, druga fioletowa. Ze spodni natomiast wychodziła podkoszulka.
-Modnie- odparł Simon.
-Szoruj na górę modelu. Zaraz Cię przebiorę- stwierdziła brunetka podążając do dziecięcego pokoju. W tym samym momencie do drzwi ktoś zapukał, Marco postanowił otworzyć....
********************************
Od razu tak walnęłam z grubej rury ale nie martwcie się już zwrot o 360 stopni w następnym rozdziale.
Boicie się? Słusznie:)
Miłych wakacji:) Wypoczywajcie dopóki możecie:)
Buziaki!:*
Julita
Gdy dotarli do domu z wycieczki rowerowej zrobił się późny wieczór. Simon był tak wykończony, że usnął bez przeczytania jakiejkolwiek bajki.
-Napijesz się czegoś?- zapytała Marissa Marco gdy wróciła od chłopca.
-Herbaty chętnie- stwierdził Reus.
-Dziękuję Ci bardzo za miło spędzone popołudnie- odrzekła dziewczyna.
-To ja dziękuję- blondyn przysunął się dość blisko Marissy tak, że mogła podziwiać jego czekoladowe tęczówki. Nie zastanawiając się długo pocałował Ją najpierw delikatnie by móc za chwilę posmakować zachłanniejszego zbliżenia z Mari.
Złapał Ją w pasie i uniósł do góry. Brunetka oplotła nogami biodra Reusa i pozwoliła zanieść się do sypialni. Obijali się o ściany całując się zachłannie. Gdy Marco delikatnie ułożył dziewczynę na łóżku ta oprzytomniała.
-Marco- szepnęła -Nie możemy, Simon w każdej chwili może tu wejść.
-Daj spokój, śpi, jest wykończony- Reus powrócił do przerywanych czynności.
-Marco!- mruknęła dziewczyna.
Blondyn podniósł się z miejsca i przekręcił klucz w drzwiach.
-Lepiej?
Brunetka pokiwała entuzjastycznie głową przygryzając wargę. Marco natomiast zaczął całować dziewczynę po szyji, ta w geście zadowolenia wplotła Mu palce we włosy, które tak starannie układał. Zjeżdżając coraz niżej całował jej ciało. Dziewczyna odczuwała dreszcze ale nie zamierzała przestawać. Pozbyli się ubrań po czym rozpłynęli się w przyjemnej rozkoszy.
Uspakajając oddech spojrzeli na siebie.
-Kocham Cię- wyszeptał Marco splatając ręce w przyjemnym uścisku
-Jestem szczęśliwa, że tu jesteś.
W takiej pozycji usnęli, nic już więcej się nie liczyło.
***
Pierwsza obudziła się Marissa w objęciach blondyna, wtuliła się w Niego mocno kreśląc palcem wzorki na Jego klatce piersiowej. Po chwili w kącikach ust chłopaka pojawił się uśmiech.
-Cześć księżniczko.
-Dzień dobry książę.
-Jak się czujesz?- zapytał całując dziewczynę w czoło.
-Świetnie, muszę Cię o coś zapytać.
-Tak?
-Ten facet nic mi już nie zrobi, prawda?
-Nic już się nie wydarzy. Nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził moją dziewczynę.
-Jestem Twoją dziewczyną?- Marissa weszła mu w słowo.
-Jesteś.
-Dobrze wiedzieć- stwierdziła Niemka całując blondyna -Musimy wstać- dodała po chwili.
-Musimy?- jęczał Marco
-Zaraz wstanie Simon, nie chcę żeby....
-Żeby zobaczył Nas razem- dopowiedział Reus
-Nie o to chodzi. To małe dziecko, dajmy Mu czas.
***
Marissa z Marco krzątali się po kuchni gdy na dół zszedł chłopiec.
-Dzień dobly- przywitał się grzecznie.
-Cześć żabo. Co zjesz dobrego?
-Naleśniki!- krzyknął
-Znowu?- zapytała Marissa
-Daj Mu spokój. Jak chce naleśniki to zrobimy- wtrącił blondyn.
-Właśnie a Ty mama idź do pokoju. Męzcyźni są teraz w kuchni telaz, prawda wujek?
-Oczywiście- zaśmiał się Niemiec przybijając z dzieckiem żółwika.
***
Po niespełna pół godzinie Simon przyszedł zawołać mamę na śniadanie.
-O mój Boże. Tornado tu przeszło a potem piorun grzmotnął?- zapytała widząc bałagan panujący w kuchni.
-Usiądź mama i nie maludziaj.
-No dobrze już, siadam.
Delektowali się pysznym daniem patrząc co chwila na siebie. Mały spałaszował szybko naleśniki, więc Marissa kazała Mu iść na górę się ubrać.
-Czemu jesteś smutna?- zapytał Marco
-Nie jestem tylko to co się wydarzyło między nami...
-Żałujesz?- wtrącił zaniepokojony Reus
-Nie, to co się wydarzyło między nami było ważne i...
-To nie był zwykły seks Marissa. Kocham Cię, jeśli o to się martwisz.
-Mamooo! Już!- Simon zbiegł ze schodów.
-Jak Ty się ubrałeś człowieku?- dziewczyna spojrzała na chłopca.
Guziki od koszuli były źle zapięte, skarpetka jedna niebieska, druga fioletowa. Ze spodni natomiast wychodziła podkoszulka.
-Modnie- odparł Simon.
-Szoruj na górę modelu. Zaraz Cię przebiorę- stwierdziła brunetka podążając do dziecięcego pokoju. W tym samym momencie do drzwi ktoś zapukał, Marco postanowił otworzyć....
********************************
Od razu tak walnęłam z grubej rury ale nie martwcie się już zwrot o 360 stopni w następnym rozdziale.
Boicie się? Słusznie:)
Miłych wakacji:) Wypoczywajcie dopóki możecie:)
Buziaki!:*
Julita
czwartek, 14 sierpnia 2014
♥ Odcinek 13- Fuj, dorośli są dziwni.
Prawdziwa miłość jest zawsze chaotyczna. Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd. Nie umiesz się bronić.Im większa miłość tym większy chaos.
Obudziła się zdziwiona miejscem w którym się znajduje, wtedy przypomniała sobie wszystko co miało wczoraj miejsce. Pijany pacjent przed szpitalem, Robert i w końcu Marco, który zapewnił Ją, że wszystko będzie dobrze.
-Hej- rzuciła niepewnie wchodząc do kuchni.
-Cześć. Wstałaś już?
-Tak. Co tam robisz?- zajrzała blondynowi przez ramię.
-To miała być niespodzianka. Za szybko się obudziłaś.
-To może udam, że nic nie widziałam i położę się spowrotem?- zapytała Marissa
-Głupek. Siadaj do stołu, zaraz Top Chef poda Ci śniadanie.
Wszystko tak smakowicie wyglądało, że aż nie można było uwierzyć w to, ze mężczyzna mógł sam to wszystko zrobić. Marissa przynajmniej tak uważała, sama nie lubiła gotować więc była wielce zaskoczona.
-Marco, przez tydzień będę teraz musiała mieć głodówkę.
-Ani mi się waż- rozkazał blondyn- Można to inaczej spalić- poruszył zabawnie brwiami patrząc na dziewczynę.
-Masz jakieś inne Reusowe pomysły?
-Właściwie to taki jeden- uśmiechnął się promiennie -Macie rowery?
-To takie coś z napędem na dwa koła?
-Tak
-Mamy.
-Wiec zabieram Was dziś na wycieczkę.
Marissa była wniebowzięta. Nie tym, że miała zaplanowane popołudnie na rowerze, bo jakoś wizja zakwasów w udach na następny dzień nie za bardzo do Niej przemawiała. Była szczęśliwa, że Marco poważnie o niej myśli. Widać to było gołym okiem. Na dodatek blondyn pokochał Simona, który za piłkarzem wskoczyłby w ogień.
***
Zmartwiona Katja tym co się stało od progu napadła na Marissę gradem pytań.
-Boże, siostra co tam się działo?
-Szkoda gadać. Mam nadzieję, że zamkną tego psychopatę, bo nie będę mogła spokojnie spać.
-Tak się o Ciebie bałam, powiedziałam Simonowi, że musiałaś wyjechać.
-Dobrze zrobiłaś, dziękuję Ci bardzo, co ja bym bez Ciebie zrobiła?
-Mamo!- usłyszawszy brunetkę na dole chłopiec zbiegł do salonu.
-Nie ściskaj tak mocno, bo mi wnętrzności wyjdą- stwierdziła dziewczyna całując dziecko w czoło.
-Tęśkniłem. Dzie byłaś? Dlacego mnie nie zablałaś?
-Kochanie nie mogłam. Musiałam wyjechać ale już jestem. Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-Pójdziemy wyczyścić rowery a po południu wybierzemy się z Marco na wycieczkę.
-Z moim najulubieńsym wujkiem?
-Tak, chyba o Niego chodzi- stwierdziła uśmiechając się promiennie.
***
Punktualnie o 15.00 Reus zjawił się pod domem Marissy Baumann. Simon już od 20 minut wyczekiwał blondyna na tarasie.
-Wujek zobac moje ćudo.- stwierdził pokazując na rower.
-Stary, skąd masz taki pojazd? Wszystkie laski będą Cię podziwiać- oznajmił Marco
-Hola, hola. Kasku nie zapomnij- Marissa wyszła podając dziecku nakrycie głowy.
-Gotowi?- zapytał Reus
Młody jechał przodem jak szalony zataczając kółka wokół drzew.
-Simon ostrożnie!- krzyczała dziewczyna widząc co Jej syn wyczynia po parku. Jeździli tak ok 40 minut podziwiając uroki Dortmundu.
-Spocznijmy tam- wskazał palcem blondyn.
Rozłożył koc i wyjął swój koszyk wraz z całą zawartością.
-O wszystkim pomyślałeś- stwierdziła podczas gdy blondyn wyciągał różne smakołyki z wewnątrz.
-Główka pracuje- odrzeknął Reus.
Zajadali się podczas gdy do Marco podbiegła grupka młodych chłopców, którzy chcieli autograf od piłkarza. Nie przeszkadzało im to, blondyn bardzo cenił sobie fanów a dziewczyna rozumiała to. Sama pamiętała jak dałaby się pokroić za autograf Michaela Jacksona.
-Nie chcesz pograć z nami?- zapytali chłopcy Simona, który bardzo się ucieszył.
-Mamo?
-Jasne idź, tylko grzecznie
-Ładnie tu prawda?- rozpoczęła Marissa zwracajac sie do blondyna
-Tak, piękne widoki- odpowiedział spoglądając na dziewczynę.
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-A co nie mogę pani doktor?
Brunetce nagle zrzedła mina o mało co nie uroniła przy tym łez.
-Mari co się stało?
Dziewczyna popatrzyła tylko nieruchomo w dal z mocno już załzawionymi powiekami. Blondyn podniósł Jej podbródek by spojrzeć w brązowe tęczówki.
-Mam obsesję Marco. On też się tak patrzył, co drugi facet w tym parku wygląda jak On. Jak ten pieprzony zboczeniec, który o mało co mnie nie zgwałcił na tym parkingu- stwierdziła dziewczyna zaczynając płakać.
Reus szybko przytulił dziewczynę nie mogąc znieść myśli, że ktoś mógłby Ją tak okrutnie potraktować. Przecież była taka dobra. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby policja dorwała mężczyznę.
-Cemu mama płace?- przed nimi nagle wyrósł Simon.
-Coś mi wpadło do oka- stwierdziła odklejając się od Marco.
-A cemu wujek Cię psytulał?
-Musisz wszystko wiedzieć?- dziewczyna przyciagając do siebie chłopca zaczęła Go gilgotać.
-Psestań mamo! Wujek pomóz!- krzyczał chłopiec.
-Nie ma sprawy- odrzekł Marco przerzucając Marissę przez ramię.
-Puść mnie Reus, bo pożałujesz!
-Co z Nią zrobimy?- zapytał Simona.
-Wyłaskocemy a potem wzucimy do wody.
-Simon!- krzyknęła dziewczyna -Marco nie zrobisz tego! Nie!-upadając poturlali się po ziemi .
-I po co Ci to było?- zapytała leżąc na klatce piersiowej Marco.
Wtedy nie myślał racjonalnie. Po prostu przyciągając do siebie dziewczynę pocałował Ją namiętnie nie zważając, że ludzie dookoła patrzą.
-Fuj! Dorośli są dziwni- skwitował chłopiec.
******************************************
13 rozdział- czyżby pechowy?
Dodaję dziś! A jutro ruszam w poszukiwaniu nowych opowiadań. Jeśli ktoś ma coś ciekawego do zaproponowania(coś czego już nie czytam) to wysyłajcie linki:)
Buziaki:*
Obudziła się zdziwiona miejscem w którym się znajduje, wtedy przypomniała sobie wszystko co miało wczoraj miejsce. Pijany pacjent przed szpitalem, Robert i w końcu Marco, który zapewnił Ją, że wszystko będzie dobrze.
-Hej- rzuciła niepewnie wchodząc do kuchni.
-Cześć. Wstałaś już?
-Tak. Co tam robisz?- zajrzała blondynowi przez ramię.
-To miała być niespodzianka. Za szybko się obudziłaś.
-To może udam, że nic nie widziałam i położę się spowrotem?- zapytała Marissa
-Głupek. Siadaj do stołu, zaraz Top Chef poda Ci śniadanie.
Wszystko tak smakowicie wyglądało, że aż nie można było uwierzyć w to, ze mężczyzna mógł sam to wszystko zrobić. Marissa przynajmniej tak uważała, sama nie lubiła gotować więc była wielce zaskoczona.
-Marco, przez tydzień będę teraz musiała mieć głodówkę.
-Ani mi się waż- rozkazał blondyn- Można to inaczej spalić- poruszył zabawnie brwiami patrząc na dziewczynę.
-Masz jakieś inne Reusowe pomysły?
-Właściwie to taki jeden- uśmiechnął się promiennie -Macie rowery?
-To takie coś z napędem na dwa koła?
-Tak
-Mamy.
-Wiec zabieram Was dziś na wycieczkę.
Marissa była wniebowzięta. Nie tym, że miała zaplanowane popołudnie na rowerze, bo jakoś wizja zakwasów w udach na następny dzień nie za bardzo do Niej przemawiała. Była szczęśliwa, że Marco poważnie o niej myśli. Widać to było gołym okiem. Na dodatek blondyn pokochał Simona, który za piłkarzem wskoczyłby w ogień.
***
Zmartwiona Katja tym co się stało od progu napadła na Marissę gradem pytań.
-Boże, siostra co tam się działo?
-Szkoda gadać. Mam nadzieję, że zamkną tego psychopatę, bo nie będę mogła spokojnie spać.
-Tak się o Ciebie bałam, powiedziałam Simonowi, że musiałaś wyjechać.
-Dobrze zrobiłaś, dziękuję Ci bardzo, co ja bym bez Ciebie zrobiła?
-Mamo!- usłyszawszy brunetkę na dole chłopiec zbiegł do salonu.
-Nie ściskaj tak mocno, bo mi wnętrzności wyjdą- stwierdziła dziewczyna całując dziecko w czoło.
-Tęśkniłem. Dzie byłaś? Dlacego mnie nie zablałaś?
-Kochanie nie mogłam. Musiałam wyjechać ale już jestem. Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-Pójdziemy wyczyścić rowery a po południu wybierzemy się z Marco na wycieczkę.
-Z moim najulubieńsym wujkiem?
-Tak, chyba o Niego chodzi- stwierdziła uśmiechając się promiennie.
***
Punktualnie o 15.00 Reus zjawił się pod domem Marissy Baumann. Simon już od 20 minut wyczekiwał blondyna na tarasie.
-Wujek zobac moje ćudo.- stwierdził pokazując na rower.
-Stary, skąd masz taki pojazd? Wszystkie laski będą Cię podziwiać- oznajmił Marco
-Hola, hola. Kasku nie zapomnij- Marissa wyszła podając dziecku nakrycie głowy.
-Gotowi?- zapytał Reus
Młody jechał przodem jak szalony zataczając kółka wokół drzew.
-Simon ostrożnie!- krzyczała dziewczyna widząc co Jej syn wyczynia po parku. Jeździli tak ok 40 minut podziwiając uroki Dortmundu.
-Spocznijmy tam- wskazał palcem blondyn.
Rozłożył koc i wyjął swój koszyk wraz z całą zawartością.
-O wszystkim pomyślałeś- stwierdziła podczas gdy blondyn wyciągał różne smakołyki z wewnątrz.
-Główka pracuje- odrzeknął Reus.
Zajadali się podczas gdy do Marco podbiegła grupka młodych chłopców, którzy chcieli autograf od piłkarza. Nie przeszkadzało im to, blondyn bardzo cenił sobie fanów a dziewczyna rozumiała to. Sama pamiętała jak dałaby się pokroić za autograf Michaela Jacksona.
-Nie chcesz pograć z nami?- zapytali chłopcy Simona, który bardzo się ucieszył.
-Mamo?
-Jasne idź, tylko grzecznie
-Ładnie tu prawda?- rozpoczęła Marissa zwracajac sie do blondyna
-Tak, piękne widoki- odpowiedział spoglądając na dziewczynę.
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-A co nie mogę pani doktor?
Brunetce nagle zrzedła mina o mało co nie uroniła przy tym łez.
-Mari co się stało?
Dziewczyna popatrzyła tylko nieruchomo w dal z mocno już załzawionymi powiekami. Blondyn podniósł Jej podbródek by spojrzeć w brązowe tęczówki.
-Mam obsesję Marco. On też się tak patrzył, co drugi facet w tym parku wygląda jak On. Jak ten pieprzony zboczeniec, który o mało co mnie nie zgwałcił na tym parkingu- stwierdziła dziewczyna zaczynając płakać.
Reus szybko przytulił dziewczynę nie mogąc znieść myśli, że ktoś mógłby Ją tak okrutnie potraktować. Przecież była taka dobra. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby policja dorwała mężczyznę.
-Cemu mama płace?- przed nimi nagle wyrósł Simon.
-Coś mi wpadło do oka- stwierdziła odklejając się od Marco.
-A cemu wujek Cię psytulał?
-Musisz wszystko wiedzieć?- dziewczyna przyciagając do siebie chłopca zaczęła Go gilgotać.
-Psestań mamo! Wujek pomóz!- krzyczał chłopiec.
-Nie ma sprawy- odrzekł Marco przerzucając Marissę przez ramię.
-Puść mnie Reus, bo pożałujesz!
-Co z Nią zrobimy?- zapytał Simona.
-Wyłaskocemy a potem wzucimy do wody.
-Simon!- krzyknęła dziewczyna -Marco nie zrobisz tego! Nie!-upadając poturlali się po ziemi .
-I po co Ci to było?- zapytała leżąc na klatce piersiowej Marco.
Wtedy nie myślał racjonalnie. Po prostu przyciągając do siebie dziewczynę pocałował Ją namiętnie nie zważając, że ludzie dookoła patrzą.
-Fuj! Dorośli są dziwni- skwitował chłopiec.
******************************************
13 rozdział- czyżby pechowy?
Dodaję dziś! A jutro ruszam w poszukiwaniu nowych opowiadań. Jeśli ktoś ma coś ciekawego do zaproponowania(coś czego już nie czytam) to wysyłajcie linki:)
Buziaki:*
Subskrybuj:
Posty (Atom)