niedziela, 31 sierpnia 2014

♥Odcinek 16-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.

Na SIP Marissa Baumann weszła z niepokojem, nie chciała tam spotkać Marco lecz niestety to było nieuniknione. Mijając Go przy wejściu do szatni uświadomiła sobie tylko jak bardzo za Nim tęskni. Jak bardzo ciężko samej dźwigać ciężar codzienności. Mieli być już na zawsze razem, tymczasem mijając się nie zamienili nawet jednego słowa. Zauważając w oddali Kloppa zbliżyła się by móc spokojnie porozmawiać.
-Dlaczego nie chcesz już tu pracować?- zapytał zdziwiony Juergen.
-Mam za dużo obowiązków, nie dam rady tego wszystkiego połączyć- skłamała dziewczyna.
-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.
Na dźwięk ostatniego słowa Marissie po policzku pociekły łzy, zbyt dużo osób już straciła w swoim życiu. Najpierw rodzice, Simon, Marco. Cheryl po tym co zrobiła to tak jakby też była martwa. Dziewczyna nie miała już nikogo oprócz Katji.

***

Następnego dnia brunetka miała iść do pracy, była wdzięczna ordynatorowi za chwile wytchnienia. Wracając do domu pragnęła tylko gorącej kąpieli i ciepłego łóżka. Ledwo zdjęła buty usłyszała dzwonek do drzwi. Nie patrząc kto to postanowiła otworzyć.
-Hej- rzekł nieśmiało blondyn.
-Cześć- odpowiedziała dziewczyna.
-Jest Simon? Chcę Go zabrać na boisko.
Nie odrywając wzroku od klamki rzekła:
-Nie ma Go.
W kącikach Jej oczu ukazały się łzy więc postanowiła szybko zbyć gościa, żeby się nie rozkleić. Poszła po kartkę i długopis pisząc adres.
-Tu masz Jego adres. Może uda Ci się z Nim spotkać.
-Ale...-
rzekł nic nie rozumiejąc.
-To wszystko?- przerwała Marissa
Odpowiedziała Jej cisza więc pożegnała się zatrzaskując drzwi. Dziewczyna osunęła się na ziemię i zaczęła płakać. Przypomniały Jej się wszystkie chwile spędzone z Marco. Jak mówił, że Ją kocha. Czy to wszystko było kłamstwem? Na samą myśl, że jest tak bezmyślna rozpłakała się jeszcze bardziej. Przyszedł do Simona, nie do mnie- powtarzała sobie w myślach. W tym samym czasie blondyn postanowił udać się pod wskazany adres. Zapukał do drzwi i wtedy otworzyła Mu kobieta, którą wcześniej widział u Marissy.
-Jest Simon?- zapytał.
-Nie ma i nigdy nie będzie! I przekaż Marissie, żeby nie przysyłała pośredników!

***MIESIĄC PÓŹNIEJ***

Kolejny tydzień bez Simona. Kolejny tydzień bez Marco.
Minął już miesiąc, głupie 30 dni. Dla jednych było to mało lecz dla Marissy były to całe lata świetlne. Uczyła się żyć na nowo, było Jej niezmiernie ciężko ale nie mogła się poddać. To by Ją wykończyło, musiała pokazać światu, że da sobie radę. Taka była właśnie młoda Niemka. Waleczna. Choćby była w sytuacji bez wyjścia nigdy nie przestanie pomagać ludziom. Wierzy w nich jak nikt inny, wierzy w tę drugą lepszą stronę każdego człowieka. Od tej pory brała dodatkowe dyżury w szpitalu, gdy ktoś prosił Ją o pomoc nigdy nie odmawiała. W końcu i tak nikt ani nic nie czeka na Nią w domu. Od rana, zdarzało się, że do późnego wieczora bytowała w szpitalu. Pewnego dnia wypełniając papiery w dokumentacji została poproszona o pomoc Natalie, która miała natłok pacjentów.
-Oczywiście- zgodziła się brunetka.
Weszła do pomieszczenia rozglądając się. Była ostatnimi czasy bardzo wychudzona, siedząc nawet 12 godzin w publicznej placówce zdrowia nie miała czasu na przygotowanie śniadania, ugotowaniu obiadu, już o kolacjach nawet nie było mowy. Wracając do domu nie miała siły na nic. Brała prysznic i ewentualnie jak miała jeszcze energię sięgała po pilota by obejrzeć coć w telewizji. Zazwyczaj zasypiała podczas seansu. Budząc się w nocy wyłączała odbiornik po czym przewracała się na drugi bok.
Weszły razem z Natalie do pomieszczenia i wtedy ujrzała Go. Na sali było dużo ludzi ale Marissę jak magnes wzrokiem przyciągnął Marco. Dowiedziała się po chwili, że razem z Mo przyszedł na badanie kontrolne. Nie zastanawiając się długo wzięła kartę Moritza i ruszyła z Nim na badania. Odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła, to było za wcześnie. Nie potrafiła patrzeć na Marco, nie ufała samej sobie. Aby nie płakać, aby zapomnieć, aby ukoić swe rozdygotane myśli i serce wbiła się w wir pracy.Nie mogła zaburzać rytmu, jeszcze nie teraz. Być może nigdy.
-Brakuje Nam Ciebie- z stanu zamyślenia wyrwał Ją głos Leitnera, któremu w tej chwili mierzyła ciśnienie.
Uśmiechnęła się tylko promiennie myśląc jak bardzo jej brakuje Borussen. Ile razy chciała iść na mecz rezygnując z tego pomysłu.
-Co u Was? Jak tam trener?- zapytała.
-W porządku Mario odszedł ale to pewnie już wiesz.
Skinęła głową na znak, że przyswoiła wszystkie fakty, po tej krótkiej wymianie zdań zostawiła Mo na konsultację z innym lekarzem po czym weszła do pokoju lekarskiego aby uciec przed całym światem.

***

Kończąc swój dyżur zapakowała wszystkie swoje rzeczy do torebki. Zmieniła buty, zdjęła kitel szpitalny po czym postanowiła wyjść ze szpitala. Uśmiechając się kolejno do rozchorowanych pacjentów otworzyła drzwi wyjściowe.
*******************************
Z góry przepraszam, że taki krótki ale pisałam Go wczoraj przed Zakończeniem Lata w moim mieście, dzis miałam Go ewentualnie poprawić ale opadłam z sił, weny brak. Postanowiłam więc taki wstawic:)
Buziaki:*

7 komentarzy:

  1. Jest świetny, pokazuje, jak Mari cierpi, ale równiez jak bardzo jest silna :)
    Na Marco sie zawiodłam :'(
    No ale w życiu nikt, ani nic nie jest idealne :\
    Czekam na nn i pozdrawiam Cie ciepło :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Żal mi Mari. Widać, że okropnie cierpi. Oby odzyskała Marco i Simona. Poświęciła się pracy, oby przez taki tryb życia nie wylądowała w szpitalu. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. Zapraszam do mnie. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. liczyłam, że porozmawia z Marco :/ no cóż, szkoda mi jej. Jak ta siostra mogła zabrać jej dziecko, którego nie chciała i które było już przywiązane do Marisy?! straszna jędza. Mam nadzieje, że Simon wróci do domu pani doktor. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohh szkoda mi Marissy :/
    Jednak Marco zachowuje się bardzo egoistycznie.. Gdyby naprawdę kochał Marisse walczyłby o nią :/
    Całuję kochana i życzę weny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest jak zawsze boooski. *_*
    Codziennie sprawdzam czy czasem nie dodałaś rozdziału. Dzisiaj wchodzę i jest! Jeju...
    Mari... Tak mi jej szkoda. To dobra dziewczyna, a jak na zł,ość nie wiedzie jej się w życiu.
    Najpierw Simon, później Marco, a co następne?
    Marco... Debil, jeden! No! Normalnie to bym tak na niego nie powiedziała, bo go wielbię, ale teraz...
    W tym opowiadaniu pobił samego siebie.
    Zależy mu na Mari i kocha ją, a tak po prostu, bez żadnej walki odpuszcza...
    Nie rozumie go.
    Zamiast iść do Mari i przeprosić. Postarać się, aby sobie wszystko wyjaśnili i pogodzili się to ten pyta tylko o Simona.
    Przecież to normalne, ze zrobiło jej się przykro.. :/
    Niecierpliwie czekam na nn. ;)) A w wolnej chwili zapraszam do siebie na nowy! ;))

    Buziaki... ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Jaki przepiękny *-*
    Biedna Marissa, mam nadzieję, że wszystko się jej ułoży.
    Musi się ułożyć.
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedna Marissa :( Ciężko jej po zabraniu Simona, ale nie powinna tak traktować Marco.. On zresztą też powinien starać się z nią porozmawiać. Powinni sobie wszystko wytłumaczyć. Byłoby im łatwiej z tym wszystkim..
    Rozdział super :)
    Czekam na kolejny :)
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń