niedziela, 31 sierpnia 2014

♥Odcinek 16-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.

Na SIP Marissa Baumann weszła z niepokojem, nie chciała tam spotkać Marco lecz niestety to było nieuniknione. Mijając Go przy wejściu do szatni uświadomiła sobie tylko jak bardzo za Nim tęskni. Jak bardzo ciężko samej dźwigać ciężar codzienności. Mieli być już na zawsze razem, tymczasem mijając się nie zamienili nawet jednego słowa. Zauważając w oddali Kloppa zbliżyła się by móc spokojnie porozmawiać.
-Dlaczego nie chcesz już tu pracować?- zapytał zdziwiony Juergen.
-Mam za dużo obowiązków, nie dam rady tego wszystkiego połączyć- skłamała dziewczyna.
-No dobrze ale nie wiesz nawet jak żałuję, że Cię stracimy.
Na dźwięk ostatniego słowa Marissie po policzku pociekły łzy, zbyt dużo osób już straciła w swoim życiu. Najpierw rodzice, Simon, Marco. Cheryl po tym co zrobiła to tak jakby też była martwa. Dziewczyna nie miała już nikogo oprócz Katji.

***

Następnego dnia brunetka miała iść do pracy, była wdzięczna ordynatorowi za chwile wytchnienia. Wracając do domu pragnęła tylko gorącej kąpieli i ciepłego łóżka. Ledwo zdjęła buty usłyszała dzwonek do drzwi. Nie patrząc kto to postanowiła otworzyć.
-Hej- rzekł nieśmiało blondyn.
-Cześć- odpowiedziała dziewczyna.
-Jest Simon? Chcę Go zabrać na boisko.
Nie odrywając wzroku od klamki rzekła:
-Nie ma Go.
W kącikach Jej oczu ukazały się łzy więc postanowiła szybko zbyć gościa, żeby się nie rozkleić. Poszła po kartkę i długopis pisząc adres.
-Tu masz Jego adres. Może uda Ci się z Nim spotkać.
-Ale...-
rzekł nic nie rozumiejąc.
-To wszystko?- przerwała Marissa
Odpowiedziała Jej cisza więc pożegnała się zatrzaskując drzwi. Dziewczyna osunęła się na ziemię i zaczęła płakać. Przypomniały Jej się wszystkie chwile spędzone z Marco. Jak mówił, że Ją kocha. Czy to wszystko było kłamstwem? Na samą myśl, że jest tak bezmyślna rozpłakała się jeszcze bardziej. Przyszedł do Simona, nie do mnie- powtarzała sobie w myślach. W tym samym czasie blondyn postanowił udać się pod wskazany adres. Zapukał do drzwi i wtedy otworzyła Mu kobieta, którą wcześniej widział u Marissy.
-Jest Simon?- zapytał.
-Nie ma i nigdy nie będzie! I przekaż Marissie, żeby nie przysyłała pośredników!

***MIESIĄC PÓŹNIEJ***

Kolejny tydzień bez Simona. Kolejny tydzień bez Marco.
Minął już miesiąc, głupie 30 dni. Dla jednych było to mało lecz dla Marissy były to całe lata świetlne. Uczyła się żyć na nowo, było Jej niezmiernie ciężko ale nie mogła się poddać. To by Ją wykończyło, musiała pokazać światu, że da sobie radę. Taka była właśnie młoda Niemka. Waleczna. Choćby była w sytuacji bez wyjścia nigdy nie przestanie pomagać ludziom. Wierzy w nich jak nikt inny, wierzy w tę drugą lepszą stronę każdego człowieka. Od tej pory brała dodatkowe dyżury w szpitalu, gdy ktoś prosił Ją o pomoc nigdy nie odmawiała. W końcu i tak nikt ani nic nie czeka na Nią w domu. Od rana, zdarzało się, że do późnego wieczora bytowała w szpitalu. Pewnego dnia wypełniając papiery w dokumentacji została poproszona o pomoc Natalie, która miała natłok pacjentów.
-Oczywiście- zgodziła się brunetka.
Weszła do pomieszczenia rozglądając się. Była ostatnimi czasy bardzo wychudzona, siedząc nawet 12 godzin w publicznej placówce zdrowia nie miała czasu na przygotowanie śniadania, ugotowaniu obiadu, już o kolacjach nawet nie było mowy. Wracając do domu nie miała siły na nic. Brała prysznic i ewentualnie jak miała jeszcze energię sięgała po pilota by obejrzeć coć w telewizji. Zazwyczaj zasypiała podczas seansu. Budząc się w nocy wyłączała odbiornik po czym przewracała się na drugi bok.
Weszły razem z Natalie do pomieszczenia i wtedy ujrzała Go. Na sali było dużo ludzi ale Marissę jak magnes wzrokiem przyciągnął Marco. Dowiedziała się po chwili, że razem z Mo przyszedł na badanie kontrolne. Nie zastanawiając się długo wzięła kartę Moritza i ruszyła z Nim na badania. Odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła, to było za wcześnie. Nie potrafiła patrzeć na Marco, nie ufała samej sobie. Aby nie płakać, aby zapomnieć, aby ukoić swe rozdygotane myśli i serce wbiła się w wir pracy.Nie mogła zaburzać rytmu, jeszcze nie teraz. Być może nigdy.
-Brakuje Nam Ciebie- z stanu zamyślenia wyrwał Ją głos Leitnera, któremu w tej chwili mierzyła ciśnienie.
Uśmiechnęła się tylko promiennie myśląc jak bardzo jej brakuje Borussen. Ile razy chciała iść na mecz rezygnując z tego pomysłu.
-Co u Was? Jak tam trener?- zapytała.
-W porządku Mario odszedł ale to pewnie już wiesz.
Skinęła głową na znak, że przyswoiła wszystkie fakty, po tej krótkiej wymianie zdań zostawiła Mo na konsultację z innym lekarzem po czym weszła do pokoju lekarskiego aby uciec przed całym światem.

***

Kończąc swój dyżur zapakowała wszystkie swoje rzeczy do torebki. Zmieniła buty, zdjęła kitel szpitalny po czym postanowiła wyjść ze szpitala. Uśmiechając się kolejno do rozchorowanych pacjentów otworzyła drzwi wyjściowe.
*******************************
Z góry przepraszam, że taki krótki ale pisałam Go wczoraj przed Zakończeniem Lata w moim mieście, dzis miałam Go ewentualnie poprawić ale opadłam z sił, weny brak. Postanowiłam więc taki wstawic:)
Buziaki:*

niedziela, 24 sierpnia 2014

♥ Odcinek 15- Kocham Cię jeśli o to się martwisz.

Marissa zeszła do salonu gdy ujrzała tam swoją własną siostrę.
-Cheryl, co Ty tu robisz?- zapytała Niemka, która od dwóch lat nie miała jakiegokolwiek kontaktu z siostrą.
-Przyszłam do mojego syna. Gdzie On jest?- zapytała.
Zdezorientowany Marco spojrzał pytająco na brunetkę.
-Możesz mi wytłumaczyć o co chodzi? Przecież Simon to Twój syn.
Dziewczyna z rezygnacją opuściła głowę.
-Nie, Marco. To Jej syn, zostawiła Go jak był mały więc się Nim opiekowałam.
-Okłamywałaś mnie cały czas?! Wiesz przecież jak tego nie znoszę. Caro oszukiwała cały czas zdradzając mnie na prawo i lewo.
-Reus, zaczekaj!- krzyknęła dziewczyna.
-Nie! Nasza znajomość od samego początku opiera się na kłamstwie. Cześć- wymijając dziewczynę blondyn wyszedł z mieszkania.
Ze łzami w oczach dziewczyna weszła do salonu gdzie stacjonowała nadal Cheryl.
-Po co tu przyjechałaś? Znowu się pojawiasz i mącisz mi w życiu.
-Przyjechałam po Simona.
-Słucham?!
-Zabieram Go ze sobą siostrzyczko! Czy Ci się to podoba czy nie.
-Nie możesz!
-To Ja jestem jego matką! A Ty nie masz żadnych praw...
-Mamo ćemu ksycys?- chłopiec zszedł na dół słysząc podniesione głosy.
-Kochanie, pójdziesz ze mną- podchodząc do małego Cheryl ukucnęła przed Nim.
-Kim jeśt ta pani? Mamo ja nie cę!
Marissa przykucnęła również przy chłopcu by szepnąć Cheryl na ucho:
-Pozwól mi się chociaż z Nim pożegnać.
Wtedy siostra poszła na górę pakować rzeczy małego.
-Kotuś posluchaj, pojedziesz z tą....
Mamą, panią? ciocią? Marissa sama nie wiedziała jak ukazać Cheryl.
-Pojedziesz z Cheryl, dobrze?
-Mamo dlaćego płaces?- zapytał chłopczyk.
-Bo strasznie Cię kocham, najmocniej na świecie- rzekła brunetka przytulając Simona.
-Teź Cię Kocham
-Słoneczko pojedziesz teraz sobie na takie wakacje dobrze?
-Ale pśyjedzies po mnie?
Nie wiedząc co odpowiedzieć Marissa odrzekła:
-Odwiedzę Cię.
Cheryl zapakowała małego i jego rzeczy do samochodu. Marissa nigdy nie zapomni tego widoku. Weszła do domu nie wiedząc co robić. Na podłodze zauważyła misia. Pierwsza maskotka Simona- pomyślała i rozpłakała się jak dziecko. Zdruzgotana zadzwoniła do Katji.


***


Mijały dni, godziny, sekundy. Minął cały tydzień a Marissa nadal była sama. W sądzie nie miała szans, adwokat kazał Jej się pogodzić z klęską. Taki proces będzie trwał latami przez co na stres narażony będzie chłopiec a Cheryl jako młoda matka ma większe prawa. Była młoda, zagubiona jak urodziła dziecko i Go zostawiła ale teraz chce to naprawić. Sędzia to uwzględni, Marissa nie miała szans. W bardzo opłakanym stanie dziewczyna snuła się po domu, dobijała Ją ta myśl, że Simon płacze. Nie chce być z Cheryl a Ona nic nie może na to poradzić. Nie mogła Go przytulić, pocałować na dobranoc, pójść na plac zabaw by chłopiec mógł beztrosko pozjeżdżać na zjeżdżalni. Mogła tylko godzinami wpatrywać się w misia z którym zarówno i Simon i Ona mieli tak dużo wspólnego. Postanowiła w końcu wziąć się w garść i iść do pracy. Może wtedy choć na chwilę oderwie się od rzeczywistości. Z samego rana udała się do gabinetu ordynatora.
-Usiądź Marisso. Co Cię do mnie sprowadza?
-Chciałabym wrócić do pracy.
-Jesteś tego pewna?
-Obiecuję, że moje problemy nie zaważą na zdrowiu pacjentów.
Mężczyzna litościwie popatrzył na brunetkę po czym się zgodził.
-Mam jeszcze jedną prośbę.
-Jaką?
-W mojej obecnej sytuacji nie potrzebuję już dodatkowych dochodów. Nie chcę pracować w BVB.
-Obawiam się, że musisz porozmawiać z Kloppem. Jesteś wspaniałym lekarzem i nie będzie chciał Cię tak szybko wypuścić.
-Jutro udam się na stadion.


***


Kolejny dzień zapowiadał się jak zwykle chłodny. Mimo iż, była wiosna nigdy nie nic nie było wiadomo. Przygotowując się na spotkanie z Kloppem, Marissa w głowie wciąż miała słowa Reusa:
"Kocham Cię, jeśli o to się martwisz"
A już godzinę po tym usłyszała:
"Nasza znajomość od początku utrzymywała się na kłamstwie. Cześć"
Znów po raz kolejny w tym tygodniu ujrzała w lustrze łzy. Rzekła do swego odbicia:
-Dlaczego musisz być taka beznadziejna Marisso Baumann?- spoglądając na siebie z nienawiścią opuściła mieszkanie.


niedziela, 17 sierpnia 2014

♥ Odcinek 14- Szoruj na górę modelu.

Wracaj do miejsc których kochasz. Wracaj do chwil , które przynosiły radość. Wspominaj osoby z którymi wiąże się szczęście.
Gdy dotarli do domu z wycieczki rowerowej zrobił się późny wieczór. Simon był tak wykończony, że usnął bez przeczytania jakiejkolwiek bajki.
-Napijesz się czegoś?- zapytała Marissa Marco gdy wróciła od chłopca.
-Herbaty chętnie- stwierdził Reus.
-Dziękuję Ci bardzo za miło spędzone popołudnie- odrzekła dziewczyna.
-To ja dziękuję- blondyn przysunął się dość blisko Marissy tak, że mogła podziwiać jego czekoladowe tęczówki. Nie zastanawiając się długo pocałował Ją najpierw delikatnie by móc za chwilę posmakować zachłanniejszego zbliżenia z Mari.
Złapał Ją w pasie i uniósł do góry. Brunetka oplotła nogami biodra Reusa i pozwoliła zanieść się do sypialni. Obijali się o ściany całując się zachłannie. Gdy Marco delikatnie ułożył dziewczynę na łóżku ta oprzytomniała.
-Marco- szepnęła -Nie możemy, Simon w każdej chwili może tu wejść.
-Daj spokój, śpi, jest wykończony- Reus powrócił do przerywanych czynności.
-Marco!
- mruknęła dziewczyna.
Blondyn podniósł się z miejsca i przekręcił klucz w drzwiach.
-Lepiej?
Brunetka pokiwała entuzjastycznie głową przygryzając wargę. Marco natomiast zaczął całować dziewczynę po szyji, ta w geście zadowolenia wplotła Mu palce we włosy, które tak starannie układał. Zjeżdżając coraz niżej całował jej ciało. Dziewczyna odczuwała dreszcze ale nie zamierzała przestawać. Pozbyli się ubrań po czym rozpłynęli się w przyjemnej rozkoszy.
Uspakajając oddech spojrzeli na siebie.
-Kocham Cię- wyszeptał Marco splatając ręce w przyjemnym uścisku
-Jestem szczęśliwa, że tu jesteś.
W takiej pozycji usnęli, nic już więcej się nie liczyło.

***

Pierwsza obudziła się Marissa w objęciach blondyna, wtuliła się w Niego mocno kreśląc palcem wzorki na Jego klatce piersiowej. Po chwili w kącikach ust chłopaka pojawił się uśmiech.
-Cześć księżniczko.
-Dzień dobry książę.
-Jak się czujesz?
- zapytał całując dziewczynę w czoło.
-Świetnie, muszę Cię o coś zapytać.
-Tak?
-Ten facet nic mi już nie zrobi, prawda?
-Nic już się nie wydarzy. Nie pozwolę, żeby ktoś skrzywdził moją dziewczynę.
-Jestem Twoją dziewczyną?
- Marissa weszła mu w słowo.
-Jesteś.
-Dobrze wiedzieć
- stwierdziła Niemka całując blondyna -Musimy wstać- dodała po chwili.
-Musimy?- jęczał Marco
-Zaraz wstanie Simon, nie chcę żeby....
-Żeby zobaczył Nas razem-
dopowiedział Reus
-Nie o to chodzi. To małe dziecko, dajmy Mu czas.

***

Marissa z Marco krzątali się po kuchni gdy na dół zszedł chłopiec.
-Dzień dobly- przywitał się grzecznie.
-Cześć żabo. Co zjesz dobrego?
-Naleśniki!
- krzyknął
-Znowu?- zapytała Marissa
-Daj Mu spokój. Jak chce naleśniki to zrobimy- wtrącił blondyn.
-Właśnie a Ty mama idź do pokoju. Męzcyźni są teraz w kuchni telaz, prawda wujek?
-Oczywiście-
zaśmiał się Niemiec przybijając z dzieckiem żółwika.

***

Po niespełna pół godzinie Simon przyszedł zawołać mamę na śniadanie.
-O mój Boże. Tornado tu przeszło a potem piorun grzmotnął?- zapytała widząc bałagan panujący w kuchni.
-Usiądź mama i nie maludziaj.
-No dobrze już, siadam
.
Delektowali się pysznym daniem patrząc co chwila na siebie. Mały spałaszował szybko naleśniki, więc Marissa kazała Mu iść na górę się ubrać.
-Czemu jesteś smutna?- zapytał Marco
-Nie jestem tylko to co się wydarzyło między nami...
-Żałujesz?
- wtrącił zaniepokojony Reus
-Nie, to co się wydarzyło między nami było ważne i...
-To nie był zwykły seks Marissa. Kocham Cię, jeśli o to się martwisz.

-Mamooo! Już!- Simon zbiegł ze schodów.
-Jak Ty się ubrałeś człowieku?- dziewczyna spojrzała na chłopca.
Guziki od koszuli były źle zapięte, skarpetka jedna niebieska, druga fioletowa. Ze spodni natomiast wychodziła podkoszulka.
-Modnie- odparł Simon.
-Szoruj na górę modelu. Zaraz Cię przebiorę- stwierdziła brunetka podążając do dziecięcego pokoju. W tym samym momencie do drzwi ktoś zapukał, Marco postanowił otworzyć....
********************************
Od razu tak walnęłam z grubej rury ale nie martwcie się już zwrot o 360 stopni w następnym rozdziale.
Boicie się? Słusznie:)
Miłych wakacji:) Wypoczywajcie dopóki możecie:)
Buziaki!:*
Julita

czwartek, 14 sierpnia 2014

♥ Odcinek 13- Fuj, dorośli są dziwni.

Prawdziwa miłość jest zawsze chaotyczna. Gubisz się, tracisz trzeźwy osąd. Nie umiesz się bronić.Im większa miłość tym większy chaos.

Obudziła się zdziwiona miejscem w którym się znajduje, wtedy przypomniała sobie wszystko co miało wczoraj miejsce. Pijany pacjent przed szpitalem, Robert i w końcu Marco, który zapewnił Ją, że wszystko będzie dobrze.
-Hej- rzuciła niepewnie wchodząc do kuchni.
-Cześć. Wstałaś już?
-Tak. Co tam robisz?
- zajrzała blondynowi przez ramię.
-To miała być niespodzianka. Za szybko się obudziłaś.
-To może udam, że nic nie widziałam i położę się spowrotem?
- zapytała Marissa
-Głupek. Siadaj do stołu, zaraz Top Chef poda Ci śniadanie.
Wszystko tak smakowicie wyglądało, że aż nie można było uwierzyć w to, ze mężczyzna mógł sam to wszystko zrobić. Marissa przynajmniej tak uważała, sama nie lubiła gotować więc była wielce zaskoczona.
-Marco, przez tydzień będę teraz musiała mieć głodówkę.
-Ani mi się waż- r
ozkazał blondyn- Można to inaczej spalić- poruszył zabawnie brwiami patrząc na dziewczynę.
-Masz jakieś inne Reusowe pomysły?
-Właściwie to taki jeden-
uśmiechnął się promiennie -Macie rowery?
-To takie coś z napędem na dwa koła?
-Tak
-Mamy.
-Wiec zabieram Was dziś na wycieczkę.

Marissa była wniebowzięta. Nie tym, że miała zaplanowane popołudnie na rowerze, bo jakoś wizja zakwasów w udach na następny dzień nie za bardzo do Niej przemawiała. Była szczęśliwa, że Marco poważnie o niej myśli. Widać to było gołym okiem. Na dodatek blondyn pokochał Simona, który za piłkarzem wskoczyłby w ogień.
***

Zmartwiona Katja tym co się stało od progu napadła na Marissę gradem pytań.
-Boże, siostra co tam się działo?
-Szkoda gadać. Mam nadzieję, że zamkną tego psychopatę, bo nie będę mogła spokojnie spać.
-Tak się o Ciebie bałam, powiedziałam Simonowi, że musiałaś wyjechać.
-Dobrze zrobiłaś, dziękuję Ci bardzo, co ja bym bez Ciebie zrobiła?
-Mamo!-
usłyszawszy brunetkę na dole chłopiec zbiegł do salonu.
-Nie ściskaj tak mocno, bo mi wnętrzności wyjdą- stwierdziła dziewczyna całując dziecko w czoło.
-Tęśkniłem. Dzie byłaś? Dlacego mnie nie zablałaś?
-Kochanie nie mogłam. Musiałam wyjechać ale już jestem. Mam dla Ciebie niespodziankę.
-Jaką?
-Pójdziemy wyczyścić rowery a po południu wybierzemy się z Marco na wycieczkę.
-Z moim najulubieńsym wujkiem?
-Tak, chyba o Niego chodzi
- stwierdziła uśmiechając się promiennie.

***

Punktualnie o 15.00 Reus zjawił się pod domem Marissy Baumann. Simon już od 20 minut wyczekiwał blondyna na tarasie.
-Wujek zobac moje ćudo.- stwierdził pokazując na rower.
-Stary, skąd masz taki pojazd? Wszystkie laski będą Cię podziwiać- oznajmił Marco
-Hola, hola. Kasku nie zapomnij- Marissa wyszła podając dziecku nakrycie głowy.
-Gotowi?- zapytał Reus
Młody jechał przodem jak szalony zataczając kółka wokół drzew.
-Simon ostrożnie!- krzyczała dziewczyna widząc co Jej syn wyczynia po parku. Jeździli tak ok 40 minut podziwiając uroki Dortmundu.
-Spocznijmy tam- wskazał palcem blondyn.
Rozłożył koc i wyjął swój koszyk wraz z całą zawartością.
-O wszystkim pomyślałeś- stwierdziła podczas gdy blondyn wyciągał różne smakołyki z wewnątrz.
-Główka pracuje- odrzeknął Reus.
Zajadali się podczas gdy do Marco podbiegła grupka młodych chłopców, którzy chcieli autograf od piłkarza. Nie przeszkadzało im to, blondyn bardzo cenił sobie fanów a dziewczyna rozumiała to. Sama pamiętała jak dałaby się pokroić za autograf Michaela Jacksona.
-Nie chcesz pograć z nami?- zapytali chłopcy Simona, który bardzo się ucieszył.
-Mamo?
-Jasne idź, tylko grzecznie
-Ładnie tu prawda?
- rozpoczęła Marissa zwracajac sie do blondyna
-Tak, piękne widoki- odpowiedział spoglądając na dziewczynę.
-Czemu mi się tak przyglądasz?
-A co nie mogę pani doktor?

Brunetce nagle zrzedła mina o mało co nie uroniła przy tym łez.
-Mari co się stało?
Dziewczyna popatrzyła tylko nieruchomo w dal z mocno już załzawionymi powiekami. Blondyn podniósł Jej podbródek by spojrzeć w brązowe tęczówki.

-Mam obsesję Marco. On też się tak patrzył, co drugi facet w tym parku wygląda jak On. Jak ten pieprzony zboczeniec, który o mało co mnie nie zgwałcił na tym parkingu- stwierdziła dziewczyna zaczynając płakać.
Reus szybko przytulił dziewczynę nie mogąc znieść myśli, że ktoś mógłby Ją tak okrutnie potraktować. Przecież była taka dobra. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby policja dorwała mężczyznę.
-Cemu mama płace?- przed nimi nagle wyrósł Simon.
-Coś mi wpadło do oka- stwierdziła odklejając się od Marco.
-A cemu wujek Cię psytulał?
-Musisz wszystko wiedzieć?
- dziewczyna przyciagając do siebie chłopca zaczęła Go gilgotać.
-Psestań mamo! Wujek pomóz!- krzyczał chłopiec.
-Nie ma sprawy- odrzekł Marco przerzucając Marissę przez ramię.
-Puść mnie Reus, bo pożałujesz!
-Co z Nią zrobimy?
- zapytał Simona.
-Wyłaskocemy a potem wzucimy do wody.
-Simon!-
krzyknęła dziewczyna -Marco nie zrobisz tego! Nie!-upadając poturlali się po ziemi .
-I po co Ci to było?- zapytała leżąc na klatce piersiowej Marco.
Wtedy nie myślał racjonalnie. Po prostu przyciągając do siebie dziewczynę pocałował Ją namiętnie nie zważając, że ludzie dookoła patrzą.
-Fuj! Dorośli są dziwni- skwitował chłopiec.
******************************************
13 rozdział- czyżby pechowy?
Dodaję dziś! A jutro ruszam w poszukiwaniu nowych opowiadań. Jeśli ktoś ma coś ciekawego do zaproponowania(coś czego już nie czytam) to wysyłajcie linki:)
Buziaki:*

niedziela, 10 sierpnia 2014

♥ Odcinek 12- Poradzimy sobie.

Nic nie daje tyle radości ile uśmiech dziecka. Daje siłę na kolejne dni. Widząc, że jest szczęśliwe Ty też jesteś. Simon jeszcze przez cały tydzień opowiadał jakże to fajnie było na stadionie. O niczym innym nie rozmawiał tylko piłka, piłka, piłka. Przerwa na jedzenie i znów piłka.
-Simon śniadanie!- krzyknęla Marissa.
Mały jadł aż Mu się uszy trzęsły, bardzo lubił tosty w połączeniu z ulubionym dżemem truskawkowym. Wszystko dookoła też było usmarowane, zaczynając od talerza kończąc na podkoszulku.
-Jak Ty wyglądasz, znów muszę Cię przebrać, spóźnimy się.
Po wojażach związanych ze zmianą garderoby wyruszyli w końcu do centrum Dortmundu. Brunetka zawiozła chłopca do przedszkola a sama podjechała pod szpital. Dzisiaj miała ważną operację wiec od razu skierowała się na operacyjną. Umyła ręce po same łokcie po czym stażystka pomogła Jej ubrać fartuch. Operowali dwie bite godziny, zabieg był wyczerpujący. Dosyć, że pacjent stracił dużo krwi to jeszcze był bardzo młody.
-Dobra robota- stwierdziła klepiąc anestezjologa po ramieniu.

***

Kończąc zmianę wyszła na parking w poszukiwaniu samochodu. Gdy ujrzała auto zwróciła uwagę na mężczyznę, który kręcił się obok. Gdzieś Go już widziała, to musiał być Jej pacjent. Dopiero gdy się obrócił Marissa rozpoznała osobnika. Był to ten sam alkoholik, który w bezczelny sposób ją podrywał.
-Mówiłem, że jeszcze się spotkamy- stwierdził mężczyzna.
-Czego Pan chce?

-Mówiłem, że nie masz mówić do mnie Pan.
-Przepraszam, muszę jechać- brunetka chciała wyminąć Niemca, jednak nieskutecznie, bo ten złapał Ją za nadgarstki przyciągając do siebie.
-To boli. Puszczaj!- mówiła przez zaciśnięte zęby.
-A zrobisz coś dla mnie? Pomyślmy...-zmierzył wzrokiem dziewczynę po czym stwierdził:
-Chętnie porobiłbym z Tobą to i owo- złapał Ją mocno za biodra na co w oczach dziewczyny pojawił się strach połączony z bólem i łzami.
-Marissa?- rzekł głos z oddali.
-Lewy? Dobrze, że jesteś- ucieszyła się dziewczyna lecz mężczyzna i tak nie chciał Jej puścić.
-Jakiś problem?- zapytał Robert
-Tak- rzekła brunetka na co mężczyzna się sprzeciwił.
-Błagam, pomóż mi- wyszeptała.
Bała się tak autentycznie jak małe dziecko. Bezsilność coś czego żaden człowiek nie chce doświadczyć.
Na pomoc Polaka długo nie trzeba było czekać, odciągnął dziewczynę na bok i zrobił porządek z przesiakniętym alkoholem mężczyzną. Co Robert robił tego już Marissa nie widziała, bo ze strachu i sparaliżowania usiadła na ławce nieopodal szpitala.
-Mała, nic Ci nie jest?- zapytał gdy wrócił
-Nie, jest w porządku. Nic Mu nie zrobiłeś?

-Delikatnie dałem Mu do zrozumienia, że tak się nie robi.

Dziewczyna ze zrozumieniem pokiwała głową. Była wdzięczna Robertowi, że akurat teraz przechodził obok. Gdyby nie On, sama by nie dała rady.
-Ale co Ty tu robisz w ogóle?- zapytała
-Przyszłem oddać krew. Poczekam tu z Tobą na Reusa a potem pójdę.
-Na Reusa? A co ma do tego Marco?-
zapytałam przypominając sobie, ze Marco ma tatuaże przez co dyskwalifikuje Go to do oddawania krwi.
-Napisałem do Niego, żeby przyjechał.
-Lewy niepotrzebnie, nic wielkiego się nie stało
-Mari trzęsiesz się jak galareta, przestań.

Blondyn zjawił się w ułamku kilku minut i bez trudu zauważył Roberta i Marissę.
-To ja już pójdę do środka- stwierdził Lewy gdy zobaczył przyjaciela.
-Co się stało?
Brunetka mając przed oczami ten obleśny obraz zaczęła płakać, starała się być silna, żeby się nie rozkleić lecz tym razem jej to nie wyszło. Wtuliła głowę w klatkę blondyna i rzewnie płakała. Ten głaszcząc Ją po głowie starał się uspokoić dziewczynę.
-Ćśśś. Już dobrze. Nic Ci nie zrobił, jedziemy do domu.
-Boję się, że On nie da mi spokoju.
-Poradzimy sobie. Jutro pojedziemy na policję.

Zmierzając w kierunku apartamentowca Marco, dziewczyna usnęła, natłok wrażeń dał o sobie znać. Była zmęczona, przestraszona i niepewna tego co może się jeszcze wydarzyć. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bała. Gdy dojechali na miejsce Marissa nadal miała zmrużone powieki, blondyn postanowił delikatnie odpiąć pasy i zanieść dziewczynę do salonu. Podczas gdy kładł Ją na sofie przebudziła się wystraszona.
-Spokojnie, to tylko ja.
-Marco, gdzie My jesteśmy? Miałeś mnie odwieźć do domu.
-Jesteśmy u mnie.
-Ale Simon, Katja....Muszę wracać.
-Dzisiaj nigdzie już nie pojedziesz. Zadzwoń proszę do Katjii, żeby zajęła się małym
- podał brunetce telefon by wykonała połączenie. Dziewczyna niechętnie ale zgodziła się, nie miała siły na jakiekolwiek dyskusje.
-Napijesz się herbaty?- zapytał blondyn.
-Tak, poproszę.
Wieczór minął im bardzo spokojnie, Marco postarał się o to, aby dziewczyna nie musiała się niczym martwić. Oboje byli bardzo wykończeni więc krótko po północy postanowili iść spać. Reus pościelił dziewczynie w pokoju gościnnym, sam zmierzał by udać się do sypialni.
-Marco?- szepnęła siedząc na skraju łóżka
-Tak?
-Zostaniesz ze mną? Boję się.
-Nie masz się czego tutaj bać
- pocałował czule dziewczynę w czoło - oczywiście, że zostanę.


**************************
I oto powróciła mi wena!
Cieszę się:)
Mam nadzieję, że rozdział nie najgorszy:)
Buziaki:*
<3

sobota, 2 sierpnia 2014

♥ Odcinek 11-Nie zasypiaj

Miłość nie leci z kranu jak woda. Nie możesz Jej odkręcać i zakręcać kiedy tylko zechcesz. Marissa postanowiła zaprowadzić Simona do przedszkola, chłopcu bardzo podobało się w dziecięcej placówce. Szczególnie wpadła Mu w oko Alice- pani przedszkolanka.
-Mamo, mamo psysykuj mi galnitul- do salonu wparował Simon.
-Gdzieś się wybierasz?
-Poplosę  o rękę panią Alice. A na filmie widziałem, że ceba być ładnie ublanym.
Marissa o mało co nie wybuchła śmiechem.
-Kochanie, nie uważasz, że trochę za wcześnie?
-Jeśli ja Ją kocham to co mam poladzić?- malec bezradnie rozłożył ręce.
Simon z każdym dniem zadziwiał młodą Niemkę swoim stylem bycia. Na nudę nie można bylo narzekać przy tym dziecku. Mimo tego, iż nieraz po ciężkiej pracy miała wszystkiego dość i ostatnią rzeczą jaką by sobie wymarzyła było sprzątanie zabawek to i tak nie zamienilaby tego życia na żadne inne.
***
Nadszedl w końcu upragniony wieczór. Simon o dziwo zachowywał się dość cicho jak na Niego. Marissa z ulgą rozsiadła się przed telewizorem wyciągając przed siebie nogi w celu relaksacyjnym. Wtedy ktoś uruchomił dzwonek przy drzwiach wejściowych. Zainteresowana tym kto może coś od Niej chcieć o tej porze postanowiła otworzyć.
-Marco, co Ty tu...- przerwała gdy zobaczyła w jakim blondyn jest stanie. -Piłeś?
Gdy Reus zaczął ciężko oddychać wprowadziła Go do salonu i posadziła na kanapie. Wtedy zobaczyła, że to nie przez alkohol.
-Reus, co się z Tobą dzieje? Gdzie Ty byłeś?
Blondyn mamrotając coś pod nosem kiwał głową.
-Nie rób mi tego, proszę. Nie zasypiaj.
Dziewczyna pobiegła szybko do szafki  z lekami aby odnaleźć coś odpowiedniego. Po przetrząśnieciu lekarstw przybiegła do blondyna.
-Mari- szeptał cicho.
-Ćśś. Już dobrze, weź to- podała Mu dwie białe tabletki.
Reus zwyczajnie pobladł na twarzy na co Marissa zaprowadziła Go na taras.
-Oddychaj, spokojnie- dziewczyna podtrzymywała Go w talii aby nie upadł. Ledwo co trzymał się na nogach.

***

Obudził się w nieswoim łóżku z jakąś kobietą. Przestraszył się niesamowicie, wczoraj poszedł na piwo i nic dalej nie pamiętał. Ale spanie z nowo poznaną kobietą na pierwszym spotkaniu nie było w Jego stylu. Usiadł na łóżku i wtedy zorientował się, że kobieta leżąco obok nie jest Mu obca.  Dziewczyna powoli otworzyła oczy.
-Jak się czujesz?- zapytała
-Dobrze ale co ja tu robię?
-Musimy porozmawiać. Marco czy Ty masz jakieś problemy?
Blondyn ze zdziwieniem przyglądał się dziewczynie, która wyglądała na zmartwioną. Gdy zadawała pytanie usiadła na łóżku przypatrując się uważnie w Marco.
-Problemy?- powtórzył Reus.
-Wczoraj  przyszedłeś do mnie kompletnie naćpany. Co się dzieje? Pomóc Ci jakoś?
-Ja naćpany!?- uniósł się Reus.
-Mari, przecież ja nigdy...
-Naprawdę nic nie pamiętasz?
-Byłem w pubie. Zamówiłem colę i czekałem na Kevina, odwiedziłem w międzyczasie łazienkę. Dalej już nic nie pamiętam.
-Wierzę Ci. Ktoś musiał Ci coś dosypać. Marco, musisz uważać jak coś zamawiasz do picia. Noś zawsze drinka ze sobą, bo różne świry chodzą na tej ziemi.
-Czyli, że martwiłaś się troszkę o mnie?- zapytał z nadzieją Reus.
-Trochę?! Ty nie widziałeś w jakim byłeś stanie. Myślałam, ze to już koniec!- dziewczyna w przypływie nagłego impulsu przytuliła się do blondyna.
Reus uniósł delikatnie podbródek Marissy by za chwilę zatonąć w pocałunku.
-Marco...Nie mogę- stwierdziła
-Przed chwilą ze mną spałaś. A teraz nie mogę Cię pocałować?
-Nic między nami się nie wydarzyło seksiorze, tylko leżeliśmy. A poza tym muszę obudzić Simona do przedszkola.
-Daj spokój. Zostańmy z nim w domu.
-Muszę iść do pracy- stwierdziła brunetka. -A Ty zapewne na trening.
-Nie mam dziś treningu. Muszę odbyć rozmowę w sprawie transferu.
Na dźwięk tych słów dziewczyna momentalnie odkleiła się od Marco.
-No to musisz się zbierać. Ja zresztą też- szybkim krokiem skierowała swe kroki do łazienki.
Wzięła orzeźwiający prysznic, aby wszystko przemyśleć. Jak On może robić Jej nadzieję podczas gdy ma zamiar gdzieś się przenieść. Dobrze wiedziała, że pogłębianie się w ten związek jest niebezpieczne. I nie myliła się, znowu porażka. Z tą myślą wyszła z łazienki.
-Marissa...Jesteś zła?- zapytał blondyn.
-Mogłeś mnie wcześniej uprzedzić, zamierzasz się przenieść. Simon się do Ciebie przezwyczaił.
-Ale nigdzie się przecież nie wybieram.
-To po co ta rozmowa?
-Muszę spotykać się w tej sprawie, na wypadek gdyby  w przyszłości miało się coś zmienić. Ale moje miejsce  jest tu w Dortmundzie i na długo tu zostanę.  Poza tym jest ktoś wyjątkowy tutaj, bez tej osoby nigdzie się nie ruszam.
Wzruszona dziewczyna rzekła do Reusa:
-Wiesz, że byłoby mi trudno opuścić Dortmund. Bardzo trudno.
-Mi też- zgodził się blondyn- Dobra już późno, mogę obudzić Simona?
-Jasne.
-Mam dla Niego propozycję nie do odrzucenia o ile się zgodzisz.
-Brzmi intrygująco- uśmiechnęła się brunetka
-Zabiorę Go ze sobą, ucieszy się. Jak będę na rozmowie to oddam Go Juergenowi na chwilę.
-Nie będzie przeszkadzał?
-To tylko chwila a poza tym  Klopp wiele razy pilnował dzieci. Bardzo polubił Omera i dziewczynki Polaków.
-No dobrze ale błagam uważaj na Niego. Trzeba mieć przy Nim oczy dookoła głowy.
-Nie bój się.
Marco pognał na górę, by obudzić malca, chłopiec po chwili o mało co nie zabijając się na schodach przybiegł do Marissy przyczepiając Jej się do nogi.
-Mamo! A wujek mnie zabierze na stadion!
-Tak? A będziesz grzeczny?- Marissa zamknęła przed uklękła przed małym łapiąc Go za rączki.

-Obiecuję- Simon podniósł dwa palce jak do przysięgi.
-Dobrze.
-Muszę się ublać!- mały pobiegł na górę.
-Simon powoli!
***********************************
Przepraszam za to coś powyżej.
Nie podoba mi się. Miałam ostatnio jakiś masakryczny bezwenowy okres;)
Miłego weekendu:*
Julita