niedziela, 10 sierpnia 2014

♥ Odcinek 12- Poradzimy sobie.

Nic nie daje tyle radości ile uśmiech dziecka. Daje siłę na kolejne dni. Widząc, że jest szczęśliwe Ty też jesteś. Simon jeszcze przez cały tydzień opowiadał jakże to fajnie było na stadionie. O niczym innym nie rozmawiał tylko piłka, piłka, piłka. Przerwa na jedzenie i znów piłka.
-Simon śniadanie!- krzyknęla Marissa.
Mały jadł aż Mu się uszy trzęsły, bardzo lubił tosty w połączeniu z ulubionym dżemem truskawkowym. Wszystko dookoła też było usmarowane, zaczynając od talerza kończąc na podkoszulku.
-Jak Ty wyglądasz, znów muszę Cię przebrać, spóźnimy się.
Po wojażach związanych ze zmianą garderoby wyruszyli w końcu do centrum Dortmundu. Brunetka zawiozła chłopca do przedszkola a sama podjechała pod szpital. Dzisiaj miała ważną operację wiec od razu skierowała się na operacyjną. Umyła ręce po same łokcie po czym stażystka pomogła Jej ubrać fartuch. Operowali dwie bite godziny, zabieg był wyczerpujący. Dosyć, że pacjent stracił dużo krwi to jeszcze był bardzo młody.
-Dobra robota- stwierdziła klepiąc anestezjologa po ramieniu.

***

Kończąc zmianę wyszła na parking w poszukiwaniu samochodu. Gdy ujrzała auto zwróciła uwagę na mężczyznę, który kręcił się obok. Gdzieś Go już widziała, to musiał być Jej pacjent. Dopiero gdy się obrócił Marissa rozpoznała osobnika. Był to ten sam alkoholik, który w bezczelny sposób ją podrywał.
-Mówiłem, że jeszcze się spotkamy- stwierdził mężczyzna.
-Czego Pan chce?

-Mówiłem, że nie masz mówić do mnie Pan.
-Przepraszam, muszę jechać- brunetka chciała wyminąć Niemca, jednak nieskutecznie, bo ten złapał Ją za nadgarstki przyciągając do siebie.
-To boli. Puszczaj!- mówiła przez zaciśnięte zęby.
-A zrobisz coś dla mnie? Pomyślmy...-zmierzył wzrokiem dziewczynę po czym stwierdził:
-Chętnie porobiłbym z Tobą to i owo- złapał Ją mocno za biodra na co w oczach dziewczyny pojawił się strach połączony z bólem i łzami.
-Marissa?- rzekł głos z oddali.
-Lewy? Dobrze, że jesteś- ucieszyła się dziewczyna lecz mężczyzna i tak nie chciał Jej puścić.
-Jakiś problem?- zapytał Robert
-Tak- rzekła brunetka na co mężczyzna się sprzeciwił.
-Błagam, pomóż mi- wyszeptała.
Bała się tak autentycznie jak małe dziecko. Bezsilność coś czego żaden człowiek nie chce doświadczyć.
Na pomoc Polaka długo nie trzeba było czekać, odciągnął dziewczynę na bok i zrobił porządek z przesiakniętym alkoholem mężczyzną. Co Robert robił tego już Marissa nie widziała, bo ze strachu i sparaliżowania usiadła na ławce nieopodal szpitala.
-Mała, nic Ci nie jest?- zapytał gdy wrócił
-Nie, jest w porządku. Nic Mu nie zrobiłeś?

-Delikatnie dałem Mu do zrozumienia, że tak się nie robi.

Dziewczyna ze zrozumieniem pokiwała głową. Była wdzięczna Robertowi, że akurat teraz przechodził obok. Gdyby nie On, sama by nie dała rady.
-Ale co Ty tu robisz w ogóle?- zapytała
-Przyszłem oddać krew. Poczekam tu z Tobą na Reusa a potem pójdę.
-Na Reusa? A co ma do tego Marco?-
zapytałam przypominając sobie, ze Marco ma tatuaże przez co dyskwalifikuje Go to do oddawania krwi.
-Napisałem do Niego, żeby przyjechał.
-Lewy niepotrzebnie, nic wielkiego się nie stało
-Mari trzęsiesz się jak galareta, przestań.

Blondyn zjawił się w ułamku kilku minut i bez trudu zauważył Roberta i Marissę.
-To ja już pójdę do środka- stwierdził Lewy gdy zobaczył przyjaciela.
-Co się stało?
Brunetka mając przed oczami ten obleśny obraz zaczęła płakać, starała się być silna, żeby się nie rozkleić lecz tym razem jej to nie wyszło. Wtuliła głowę w klatkę blondyna i rzewnie płakała. Ten głaszcząc Ją po głowie starał się uspokoić dziewczynę.
-Ćśśś. Już dobrze. Nic Ci nie zrobił, jedziemy do domu.
-Boję się, że On nie da mi spokoju.
-Poradzimy sobie. Jutro pojedziemy na policję.

Zmierzając w kierunku apartamentowca Marco, dziewczyna usnęła, natłok wrażeń dał o sobie znać. Była zmęczona, przestraszona i niepewna tego co może się jeszcze wydarzyć. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bała. Gdy dojechali na miejsce Marissa nadal miała zmrużone powieki, blondyn postanowił delikatnie odpiąć pasy i zanieść dziewczynę do salonu. Podczas gdy kładł Ją na sofie przebudziła się wystraszona.
-Spokojnie, to tylko ja.
-Marco, gdzie My jesteśmy? Miałeś mnie odwieźć do domu.
-Jesteśmy u mnie.
-Ale Simon, Katja....Muszę wracać.
-Dzisiaj nigdzie już nie pojedziesz. Zadzwoń proszę do Katjii, żeby zajęła się małym
- podał brunetce telefon by wykonała połączenie. Dziewczyna niechętnie ale zgodziła się, nie miała siły na jakiekolwiek dyskusje.
-Napijesz się herbaty?- zapytał blondyn.
-Tak, poproszę.
Wieczór minął im bardzo spokojnie, Marco postarał się o to, aby dziewczyna nie musiała się niczym martwić. Oboje byli bardzo wykończeni więc krótko po północy postanowili iść spać. Reus pościelił dziewczynie w pokoju gościnnym, sam zmierzał by udać się do sypialni.
-Marco?- szepnęła siedząc na skraju łóżka
-Tak?
-Zostaniesz ze mną? Boję się.
-Nie masz się czego tutaj bać
- pocałował czule dziewczynę w czoło - oczywiście, że zostanę.


**************************
I oto powróciła mi wena!
Cieszę się:)
Mam nadzieję, że rozdział nie najgorszy:)
Buziaki:*
<3

11 komentarzy:

  1. rozdział świetny *.* dobrze, że Lewy był, ten gif z Lewym super pasował :p Marco jaki opiekuńczy... oby tak dalej. Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem warto zachować spokój. Lewy świetnie się do tej sytuacji nadawał :) Ostatni gif jest przeuroczy. Cały rozdział wyszedł Ci doskonale! Czekam na kolejny. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. No no no Lewy jak zawsze opanowany :)
    Świetny rozdział :)
    Czekam na nn :***
    Pozdawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! :)
    Przeczytałam twojego bloga od samiutkiego początku i muszę ci powiedzieć (a raczej napisać xd) że bardzo mi się podoba! Twój styl pisania i sam pomysł na tego bloga są niesamowite!
    Widać, że Marco zależy na Marisie i jej zaczyna coraz bardziej zależeć na nim :)
    Czekam z niecierpliwością na next ;3
    Pozdrowionka ;**

    OdpowiedzUsuń
  5. Ajajj... Wiedzialam, ze nie odpuscisz Mari tego faceta. Jak dobrze, ze Robert przechodzil obok.. Ehh... Nie chce nawet myslec co by bylo, gdyby nue Robert.
    Marco jaki opiekunczy.
    Kocham takiego Reus'a.
    Nuecierpliwie czekam na nn. ;))

    Buzka... :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobrze, że Lewy tam był.
    Marco jest wspaniały ;)
    Mam nadzieję, że będą przy sobie już na zawsze ;)
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny rozdział ;) jakie szczęścia, ze Robert był koło szpitala. Marco jest kochany. Oby Marco i Mari byli razem :p czekam na kolejny rozdział. Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No Oni muzą być razem. Paują jak ulał.
    Dobrze, że Lewy przechodził! Ulga:)
    Czekam na nn
    Buziaki:*

    OdpowiedzUsuń
  9. Nadrobiłam wszystkie rozdziały i muszę przyznać, że naprawdę mi się podoba.
    Marissa w roli lekarza i matki sprawdza się świetnie, jest naprawdę odpowiedzialna.
    Fajnie, że Reus się do niej przykleił, powinni być razem, byłoby idealnie.
    Lewy. ah bohater zjawił się w porę, ten typas ma jakieś brudne myśli, bleh.
    Czekam na następny rozdział i życzę ci dużo weny przez te ostatnie tygodnie wakacji.

    + u mnie nowy rozdział, zapraszam cię

    kiss, xx sog

    OdpowiedzUsuń
  10. Marco opiekuńczy taki *-* Słoooodziak <33
    Bardzo podoba mi się ten rozdział, ogólnie piszesz świetnie ! :D
    Czekam z niecierpliwością na następny ! :*

    Zapraszam w wolnej chwili do mnie na trzeci rozdział http://dlugi-sen-diany.blogspot.com/
    Pozdrawiam. <3

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie lubię Lewego, ale dobrze, że w tamtej chwili był w szpitalu.. Tamten facet to jakiś totalny psychol. Mam nadzieję, że już się nie pojawi w życiu Marissy.
    A Marco kochany tak się nią zaopiekował :) Widać, że mu na niej zależy :)
    Rozdział super :)
    Czekam na kolejny :)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń