Każdy
dzień odkrywamy na nowo. Tak wiele jest do zrobienia, tyle wiedzy do
przyswojenia, tyle umiejętności do zdobycia, tyle celów do
osiągnięcia. A czas wciąż biegnie swoim rytmem i za nic w świecie
nie chce się rozciągnąć. Jak dobrze było być dzieckiem. Zero
zmartwień, kłopotów. Płacz z powodu potłuczonego kolana. Bójka
z rodzeństwem. Podjadanie słodyczy. Beztroska i nie martwienie się
o to, co będzie jutro. Kiedy staliśmy się "dorośli"?
Kiedy utraciliśmy nasze dzieciństwo? A może po prostu o tym
zapomnieliśmy... Dni Marissy wyglądały codziennie tak samo.
Trzeba było wcześnie wstać aby wyprawić Simona do przedszkola,
pójść do pracy, wrócić z uśmiechem na twarzy do domu, bo
2-letnie dziecko nie zdaje sobie sprawy, że mama może mieć jakiekolwiek kłopoty, obiad, zabawa z najmłodszym, kolacja, sen i
nazajutrz powtarzamy ten schemat jak mantrę. Nie ma w tym nic
fascynującego, ciekawego, szalonego. Jestem zmęczona, zmęczona
życiem- pomyślała dziewczyna.
Ciepłe
promienie słoneczne przenikały przez szyby okienne budząc Marissę
Baumann. Rozciągając w łóżku swe obolałe kości spojrzała po
raz drugi na zegarek, który sygnalizował godzinę 7.00 rano.
Podchodząc do okna odsłoniła rolety pomagając promieniom
słonecznym, które dopiero co wstawały do życia wedrzeć się do
środka. Przechodząc obok pokoju Simona postanowiła Go obudzić.
Mały był wielkim śpiochem a musieli dziś jeszcze dotrzeć do
przedszkola.
-Żabko
wstajemy- stwierdziła blondynka podchodząc do łóżka chłopca.
Młody
Niemiec zbytnio nie miał ochoty na pobudkę toteż przewrócił się
na drugi bok. Dziewczyna dobrze znała te dziecięce zagrywki toteż
nie zamierzała tak łatwo się zbyć. Chryste już są problemy a co
będzie jak pójdzie do szkoły- ta myśl rozświetliła głowę
blondynki.
-Simon,
no dalej do łazienki wyskakujemy z piżamki- oznajmiła Marissa
zrywając z chłopca kołdrę.
Po
małym przeszedł zimny dreszcz. Zwijając się w kłębek trząsł
się jak galaretka.
-A
co Ty taki blady jesteś?- dziewczyna położyła dłoń na czole
malca, które było rozpalone.
-Masz
gorączkę. Pokaż gardło.
Simon
grzecznie otworzył buzię z której dziewczyna jako lekarz
potrafiła wyczytać objawy choroby. Chłopiec był blady,
rozgorączkowany, słaby, wyglądał nie najlepiej. Przez to, że był
Jej oczkiem w głowie nie mogła nie współczuć małemu. Kochała
Go tak bardzo, że jakby mogła przejęła by tę chorobę na
siebie. Dodatkowym minusem było to, że musiała iść do pracy a w
takim stanie wizyta chłopca w przedszkolu była niewykonalna.
-Obawiam
się, że nie pójdziesz nigdzie dziś słoneczko- blondynka
przykryła Simona po czym wzięła telefon do ręki -Katja? Kochana
moja mam prośbę...
***
Katja
Moris- najlepsza przyjaciółka młodej Niemki była dla małego jak
druga mama. Sama dziewczyna nie mogła sie nadziwić nad postawą
przyjaciółki jak Ona to wszystko dzielnie znosi sama, bez
jakiejkolwiek pomocy. Rodzice nie żyją, Cheryl okazała się
nieodpowiedzialna matką w dodatku przy Simonie trzeba mieć oczy
dookoła głowy a Marissa jeszcze ciągnie pracę na dwa etaty. Katja
jak tylko mogla chciała odciążyć młodą lekarkę. Często
zajmowała się chłopcem by dziewczyna miała chwilę dla siebie.
Również pokochała tego urwisa, był najlepszym dzieckiem jakie
można sobie wymarzyć.
-Dziękuję
Katja, że zgodziłaś się przyjść. Małego rozłożyło a ja
muszę iść do pracy. Mam dziś dyżur.
-Kochanie,
leć już bo się spóźnisz.
-Uwielbiam
Cię, leki masz w szafce a Simon przed chwilą zasnął więc możesz
odpocząć jeszcze.
***
Zmierzając
do pracy blondynka miała wyrzuty sumienia co do pozostawienia
chorego synka w domu. Mogłam przecież zadzwonić do ordynatora i
powiedzieć, ze mam awarię w domu, zrozumiałby. Co ze mnie za
matka!- rozmyślała usilnie Marissa po drodze lecz prawda była
taka, że była świetną matką. Wszystkiego musiała nauczyć się
sama bo tego jak wychowywać dzieci nie uczą w szkole.Wchodząc do
wielkiego budynku zwanym szpitalem Marissa już wiedziała, że
będzie bardzo wyczerpujący dzień. W centrum Dortmundu rozpętał
się wielki wypadek, poczekalnia była już zatłoczona pacjentami.
Otrzymując karty pacjentów młoda Niemka ruszyła do gabinetu.
Złamania, choroby, ludzi nie było końca. Nie, żeby nie kochała
swojej pracy ale czasem człowiek musi po prostu odpocząć, żeby
nie popaść w rutynę. To tak jak z ulubioną piosenką, którą się
słucha i słucha i wciąż włącza replay. Po jakimś czasie
doskonale znana muzyka się nudzi i nie możemy Jej już zdzierżyć.
***
Po
pieciugodzinnych wizytach dziewczyna miała już dość. Na szczęście
przyszedł Tobias- zmiennik dziewczyny.
-No
dobra to ja lecę na oddział- stwierdziła.
-Dyżur
dziś?- zapytał mężczyzna
-Niestety.
Ledwo
wyszła z gabinetu już została dopadnięta przez pielęgniarkę.
-Pani
była przy wypadku Marco Reusa?
-Tak,
a co się stało?
-Chyba
coś poszło niezgodnie z planem. Kostka po skręceniu zaczęła
puchnąć- kobieta wręczyła Marissie plik dokumentów.
-RTG
zrobione?
-Tak,
powinno tam być.
-Okey,
w jakiej sali leży pacjent?
-Siódemka.
-Dziękuję,
już tam idę.
Przez
chwilę przeszło Jej przez myśl co takiego zrobiła źle. Może za
bardzo wykręciła wtedy nogę? Ale to wszystko przez blondyna.
Pieprzył coś o aniołach i niebie. Jakby myślał, że da się
nabrać na te tanie słówka wypływające z Jego ust. W tym momencie
naprawdę się o Niego martwiła, jeśli coś zrobiła nie tak to
wyleci z tego szpitala z hukiem a piłkarz już nigdy w życiu nie
stanie na zielonej murawie.
-No
co się dzieje panie Reus?- zapytała dziewczyna wchodząc niepewnie
do sali.
-O
to Ty śnieżynko. Będziesz moim lekarzem?- Reus widząc swój ideał
piękna mimo doskwierającego jeszcze bólu podniósł się na łokciach
by zaprezentować się w pełnej okazałości przed dziewczyną.
-A
coś nie tak? Chcesz zmienić?- zapytała Marissa szukając czegoś w
karcie.
-Gdzieżbym
śmiał ale nie będziesz mi już łamać kości?- patrząc na swą
opuchniętą kostkę aż wzdrygnął się na samą myśl o zdarzeniu
na meczu w którym został dość boleśnie potraktowany przez Niemkę.
-Nie.
Poleżysz tu trzy dni i będziemy Ci naświetlać nogę, żeby zeszła
opuchlizna.
-Czy
koniecznie muszę tu tyle leżeć?
-Albo
chcesz wyzdrowieć albo nie. Wybieraj.
-No
dobrze już.
Zrezygnowany opadł na łóżko wzdychając ciężko. Był zawiedziony, że lekarka
nawet na Niego nie spojrzała. Starał się jak mógł ale nijak nie
dało rady przyciągnąć Jej uwagi. Może jest lesbijką- przemknęło Mu
przez myśl.
***
Ruch
w szpitalu uspokoił się więc lekarka mogła spokojnie usiąść w
pokoju lekarskim z herbatą w ręku. Sadowiąc się spokojnie w fotelu
wzniosła oczy ku górze by się odprężyć. Wiedziała, że ta
chwila nie potrwa długo gdyż za chwilę wpadnie jakaś pielęgniarka
informując, że przyjechał nagły przypadek i to właśnie Ona jest
potrzebna. Nogi już Jej odmawiały posłuszenstwa, Simon chory leżał
w domu a jeszcze musiała tkwić w tej placówce zdrowia. Nie zdała
sobie jednak sprawy, że tak szybko koś się napatoczy. Ledwo
zdążyła usiąść a w drzwiach zastał gościa.
-Można?-
głos blondyna rozbrzmiał w Jej uszach.
-Co
tu robisz? Powinieneś leżeć w łóżku. Już! Idziemy- rozkazała
dziewczyna zaprowadzając Reusa do sali. Miał nie chodzić, nie
wykonywać żadnych ruchów tylko leżeć a Mu się spacerów
zachciało- pomyślała zła dziewczyna. Nienawidziła gdy pacjenci
mieli gdzieś co się do nich mówi i odmawiali współpracy. Z tymi
było najgorzej funkcjonować i jeszcze na końcu mieli pretensje, ze
nie zostali dobrze wyleczeni.
-Tu
masz taki przycisk, jak czegoś potrzebujesz to dzwonisz i
pielęgniarka przychodzi.
-Chciałem
z Tobą porozmawiać a nie z pielęgniarką- odrzekł Marco na co
dziewczyna spłonęła żywym rumieńcem.
Dawno
nie miała chłopaka a o sprawianiu komplementów to nie marzyła
nawet w swych najpiękniejszych snach. A tu takie małe wyznanie a Ona
wygląda niczym burak. Spuszczając w dół głowę starała się
ukryć swoje zażenowanie obecną sytuacją. Marco to zdarzenie nie
uszło uwadze.
-Jak
masz na imię?- zapytał
-Marissa-
odrzekła dziewczyna pokazując swój identyfikator.
-Bajecznie-
odparł blondyn- Posłuchaj, naprawdę ten pobyt tutaj jest
konieczny? Wiesz, piłka to jest wszystko co mam, jedyne co dobrze
potrafię i nie chciałbym...
-Marco...tak?Naprawdę
nie chce robić Ci na złość. To tylko skręcenie ale muszę
wyleczyć Cię do końca, ok? Przez dwa tygodnie będziesz pauzował
ale to nie oznacza, że stracisz swoje umiejętności.
-Obiecujesz,
że tylko dwa tygodnie?
-Słowo
harcerza- uśmiechnęła się Marissa.
Dziewczyna
podniosła się z miejsca i już miała wyjść gdy Marco stwierdził:
-Boję
się sam spać.
Uśmiechając
się sama do siebie Niemka odwróciła się i rzekła:
-Wiesz,
możemy jakoś temu zaradzić.
-Jak?-
poruszając znacząco brwiami blondyn zmierzył dziewczynę
-Przestań
to robić. Piętro pod nami jest oddział dziecięcy. Chcesz to
przyniosę Ci jakiegoś misia czy coś.
-Bardzo
śmieszne- oburzył się Reus.
********************************************
Bardzo Was przepraszam za to coś powyżej.
Zawaliłam na całej linii ale po prostu pierwsze rozdziały to dla mnie MASAKRA!
Dalej będzie lepiej, taką mam nadzieję:)
Buziaki:**
Ja chciałabym ciągle pisać takie rozdziały...
OdpowiedzUsuńTo dopiero 2 rozdział no ale zapowiada się całkiem, całkiem :) Marissa jakoś nie do końca jeszcze zwraca uwagę na Marco, który się w niej zabujał :) Nie dziwię się jej, samotna mama a teraz jeszcze z chorym synkiem ale mam nadzieję, że kiedyś przejrzy na oczy :)
Czekam na nexta :)
Buziaczki :* :*
Rozdział genialny. Mogłaś go nazwać "Tani podryw według Reus cz.2" genialnie piszesz już się nie mogę doczekać kontynuacji. Ten blog jest świetny. Jeśli znajdziesz czas zapraszam do siebie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńOch nadrobiłam szybciutko :D
OdpowiedzUsuńNożnaaa - kocham ją <3
Marco i anioł hahaha :D
Wiesz co Reus , pomyśleć , że ona ten .. przesada , ale widać , że na nią lecisz :D Ojojoj miłość od pierwszego wejrzenia !
Ty tam zdrowiej , a nie chodzisz i szukasz Marissy :D
Czekam z niecierpliwością na kolejny :*
Jeśli interesują Cię skoki to zapraszam - http://przepraszam-ale-to-nic-nie-zmieni.blogspot.com/
Buziaki i miłego wtorkuu ^.^
Hahaha. Jak dla mnie rozdział jest świetny. <3
OdpowiedzUsuńUśmiałam się jak nie wiem.
Reusowi stało się coś w nogę czy w głowę... hahaha.
Dobrze że Marissa ma z kim zostawić małego.
Rewelacja i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;***
Zapraszam do siebie :
http://miloscjestwnaszychsercach.blogspot.com
http://echteeliebee.blogspot.com
Całuje Marta ;**
Początki są zawsze najtrudniejsze :) Też tak mam :) Ale akcję jakoś trzeba rozkręcić :)
OdpowiedzUsuńRozdział boski! :)
Biedny Simon :(
A Reus z misiem haha :D Chciałabym to widzieć :D
Czekam na następny :)
Pozdrawiam ;**
Gadasz głupoty rozdział jest super. Początek jest zawsze trudny ale tobie to wychodzi idealnie :) Eh ten Marco mógłby zmienić taktykę bo na takie teksty żadna laska nie poleci.
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział i zapraszam do mnie.
Pozadrawiam
Gdzie zawalila?! Zajebisty...nic do zarzucenia...:D
OdpowiedzUsuńJakie to świetne! <3333
OdpowiedzUsuńMarco boi się sam spać? hahha no proszę XD
Czekam z niecierpliwością na kolejny
Buziaki ;**
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWspaniały!!!
OdpowiedzUsuńStwierdzenie : " Boję się sam spać" mnie powaliło na kolana ;)
Życzę weny i czekam na kolejny. Zapraszam do mnie- wczoraj wrzuciłam rozdział nr 10 http://new-life-with-you-baby.blogspot.com.
Pozdrowienia :)
Świetny, na taki czekałam :*
OdpowiedzUsuńHhahahahahhahahha.... Marco i Marissa <3
OdpowiedzUsuńCudny rozdział ! <3 Kocham *-* ♥
Czekam na następny :* Mam nadzieję, że pojawi się wkrótce !;)
W wolnej chwili zapraszam do mnie http://zmienmy-przyszlosc-na-lepsza.blogspot.com/
Pozdrawiam. :)
Hej, aloha, czołem! ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie tu trafiłam i wcale nie żałuję! Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów od razu można stwierdzić, że przyszłość tego opowiadania zapowiada się ciekawie i intrygująco. Szczególnie, że Marco od razu stara się o względy młodej lekarki. Czasem nawet bywa to komiczne ale to dobrze! ;) Już nie mogę doczekać się rozwinięcia akcji!
Buziaki i zapraszam do mnie w wolnej chwili:*
http://marcinho11.blogspot.com/
Ach ten Marco!
OdpowiedzUsuńSłodki jak zawsze <3
Mam nadzieję, że uda Mu się zdobyć serce Marissy :)
Czekam na nn
I zapraszam do siebie na post o odżywianiu w upalne dni :)
Buźka:*