Czasem nie można okazywać swojej słabości. Jest Ci źle? Pomyśl, że milion innych osób na świecie ma gorzej. Walczą z głodem, utratą ukochanej osoby, nie mają dachu nad głową i co jeść. Ty masz ciepły kąt, pełna lodówkę i małego człowieczka, który czeka aż przeczytasz Mu bajkę.- rozmyślała Marissa, która sprzątając po obiedzie odprawiła Simona do pokoju. Była dziś wyczerpana, widocznie nowa pogoda która postanowiła sprawić człowieczeństwu psikusa i dać deszcz obniżyła dobry humor dziewczyny. Spadło gwałtownie ciśnienie a Ją nieznacznie zaczęła boleć głowa. Do drzwi młodej Niemki rozległo się pukanie.Przemoczona Katja wyglądała jak zmokła kura. Włosy ulizały Jej się na samym czubku głowy nie mówiąc o grzywce która opadała bezwiednie na czoło zalewając oczy dziewczyny kroplami deszczu.
-Już jesteś?- zapytała Marissa ze współczuciem patrząc na wygląd przyjaciółki. -Wychodzę do pracy dopiero za 40 minut. Siadaj przyniosę Ci suche rzeczy i ręcznik.
-Nie mogłam wysiedzieć w domu to stwierdziłam, że wpadnę wcześniej na herbatę. Przyniosłam nasze ulubione owsiane ciasteczka- położyła ciastka na stole, które jako jedyne pozostały suche.
Dziewczyny nie różniły się zbytnio rozmiarami ubrań więc Marissa bez problemu dopasowała odzież do sylwetki Katji. Zasiadając w kuchni zaparzyła herbatę by dziewczyna mogła się ogrzać po strasznej ulewie jaka ją spotkała.
-Jak tam mały? Wyzdrowiał już?- zagadnęła blondynka mieszając herbatę do której wsypała łyżeczkę cukru.
-Tak. Bez obaw. Nie zarazisz się już od kilku dni jest zdrów jak ryba.- na samą myśl tego, że Simonowi wróciło zdrowie i dobry humor sama aż uśmiechnęła się pod nosem.
-To dobrze. Mari chciałam Cię o coś zapytać.- zagadnęła Niemka patrząc na swoje ciastko.
-No to pytaj.
-Jak Ty sobie z tym wszystkim dajesz radę, zupełnie sama?
-Wiesz co? Są takie momenty, że już nie wyrabiam. Jak Simon był mały to nieraz marzyłam tylko o tym aby ktoś mi chociaż minimalnie pomógł, żebym mogła się wypłakać w czyjąś koszulkę. Ale nikogo w pobliżu nie było, każdy chłopak zaraz po tym jak się dowiedział że wychowuję dziecko to znikał w ułamku sekundy. Postanowiłam więc od razu o tym mówić facetom. Efekt był taki, że po pierwszej randce uciekali. Po którymś razem dałam sobie spokój. Pogodziłam się z tym, że zostanę starą panną z dzieckiem. Może kiedyś poznam jakiegoś rozwodnika ale teraz sensem mojego życia jest Simon. Jak byłam nastolatką to uwielbiałam spać do południa. Potem gdy Cheryl zostawiła mi małego byłam o 6.00 na nogach ale nie denerwowałam się. On jest dla mnie wszystkim, nie wiem co bym zrobiła gdyby Go nie było.
-No a co z tym Reusem? Mówiłaś, że zaprosił Cię na kawę- stwierdziła Katja
-To była tylko kawa. Powiedziałam Mu od razu o Simonie. I zobacz minął tydzień, zero odzewu. Zresztą na nic nie liczyłam, nie robię sobie nadzieji bo boję się rozczarowania.
W rzeczywistości była bardzo zawiedziona postawą nowego kolegi. Miała nadzieje, że jest inny, okazywał Jej wiele zainteresowania podczas wspólnej kawy. Rozumiała się z blondynem jak z nikim. Czuła się jakby znali się od lat, śmiało mogła z Nim gawędzić bez opamiętania. Ale wróciła szara, smutna rzeczywistość, wiadomość o Simonie wprawiła w zakłopotanie kolejnego kandydata na chłopaka. Nie mogła być zła na Marco, przecież to nie Jego syn, nie musi się zajmować obcym dzieckiem. Wolał dać sobie spokój i ona doskonale to rozumiała. Choć Simon nie był Jej rodzonym synem nie miała też żalu do chłopca, że niespodziewanie pojawił się w Jej życiu, choć może powinna mieć o to żal do swojej rodzonej siostry.
***
Dopijając resztki herbaty Marissa zostawiła Simona pod opieką Katji i ruszyła na mecz. Czekała na rozgrywkę. W niepewności obserwowała potyczki Niemców. Dziś pierwszy raz od ostatniego czasu zobaczyła blondyna. Trener postanowił wypuścić Go na boisko, z kostką już było w porządku. Dziewczyna miała dziś co robić, w ostatniej minucie meczu Neven został brutalnie sfaulowany.
-Dasz radę iść?- zapytała dziewczyna łapiąc piłkarza za biodro.
-Tak- siadając na kozetce Subotić syknął z bólu.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.- zapewniła zawodnika Marissa zdając sobie sprawę, że nic poważnego się nie stało co miałoby zaważyć na zdrowiu pacjenta. Współczuła jednak Mu, bo wiedziała jaki faul potrafi być bolesny.
Kończąc opatrywanie do gabinetu wszedł nie kto inny jak Marco. Zauważyła Go kątem oka lecz nie zwracała uwagi, przecież nie będzie wokół Niego skakać jak nienormalna nastolatka. Miała swoją godność, która nie pozwalała Jej się narzucać komukolwiek. Postanowiła sobie też, że nie będzie sobie robić jakichkolwiek nadziei i ograniczy stosunki z pacjentami do typowo medycznych spraw.
-Hej. Mogę na chwilę?- zapytał wchodząc do środka.
-Jasne. Coś się stało?- zapytała obojętnie nie odrywając wzroku od bandaży, które postanowiła poskładać.
-Obejrzysz moja kostkę? Wiem, że już wszystko ok, nic nie boli tylko chciałbym mieć pewność- oznajmił Marco.
-Rozumiem. Pokaż sprawdzę- stwierdziła dziewczyna nie patrząc nawet na twarz blondyna. Nadal nie mogła dojść do siebie po tym, że była taka naiwna i głupia. Co Ona sobie myślała? Że olśniła swoją osobą słynną gwiazdę piłki nożnej? To przecież absurd!
-Wszystko w porządku. Nie masz się czym martwić- rzekła blondynka zasiadając przy biurku.
-Może wybierzemy się na obiad?- zaproponował Marco co nie uszło uwadze dziewczyny. Ta propozycja zbiła Ją z tropu po ostatnich wydarzeniach ale przypomniała sobie co postanowiła na temat angażowania się w sprawy miłosne.
-Przepraszam ale mam jeszcze dużo pracy. Biorę te papiery i jadę do domu- odrzekła sucho biorąc dokumenty w rękę.
-To odwiozę Cię, co?- zapytał z nadzieją Reus patrząc na postawę brunetki, która okazywała jak mogła swoją niechęć do spędzenia nawet jednej minuty w Jego towarzystwie.
-Nie trzeba.
-Mari coś nie tak? Co Ty dziś taka na nie. Stało się coś?
Przystanęła na chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Mimo wszystko nie chciała jakkolwiek urazić blondyna, ale nie chciała też Mu pokazywać jakichkolwiek uczuć. Po prostu nie chcę się potem rozczarować- pomyślała dziewczyna. Nie wiedziała o co blondynowi chodziło. Najpierw kawa, potem cisza a teraz obiad. Nie zamierzała dłużej nad tym rozmyślać, odpowiedziała tylko:
-Nic się nie stało. Nie chcę po prostu sprawiać kłopotu.- po chwili pomyślała, że źle sformułowała odpowiedź. Teraz blondyn stwierdzi, ze to nie jest kłopot i się nie wymiga. Tak też się stało. Marco usmiechając się promiennie odychając z ulgą, ze to nie o Niego chodzi stwierdził:
-Przestań, przecież mam po drodze.
-No ale- jakiś sensowny argument próbowała wymyśleć dziewczyna ale to już było na nic. Piwo się rozlało teraz trzeba Je wypić mimo kaca który nastąpi później.
-Żadnego ale. Jedziemy, zbieraj się.
Siedząc już w samochodzie Marissa obrała sobie jeden punkt i patrzyła na Niego niby udając zamyśloną. Nie wiedziała jak się zachować. Mówić coś czy nie? Nawet przez Jej myśl przemkła myśl, żeby udawać że zasnęła.
-Dlaczego nic nie mówisz?- zapytał Marco.
-Zmęczona jestem- odparła szybko pierwszą myśl jaka wpadła Jej do głowy. Wydawała się najbardziej sensowną odpowiedzią na nurtujące pytanie blondyna.
-Pewnie męczący dzień, co?- zapytał gdy zmieniając biegi przejechał odruchowo dłonią po nodze dziewczyny.
-Przepraszam- szepnął Reus na co blondynka tylko się serdecznie uśmiechnęła czując ciepło na całym ciele. Wcale nie lubiła w sobie tej myśli, że spodobało Jej się to. Na szczęście z opresji wyrwał Ją widok własnego domu przed którym się znaleźli. Żegnając się niezbyt czule z piłkarzem nie pozwoliła nawet aby pocałował Ją w policzek. Zmierzyła do domu otwierając nerwowo drzwi. Po wtargnięciu do środka odetchnęła z ulgą, ze nie musi już siedzieć w tej sztucznej atmosferze. To był koszmar- pomyślała.
****************************************
Czwóreczka leci do Was:)
Jak wczoraj obejrzałam mecz to takiej weny dostałam, że hoho!
Oglądałyście?
Jak wrażenia?
<3
Czemu on się do niej nie odzywał .?
OdpowiedzUsuńA teraz nagle z obiadem wyskakuje... ;D
Dziwne, szkoda że Marissa nie daje im szansy no :)
Czekam na kolejny ;****
Buziole, Marta <3
Jakie cudne *-*
OdpowiedzUsuńMoże po prostu Marco miał treningi dlatego się nie odzywał :>
Piękny rozdział <3
Czekam na kolejny
Buziaki ;*
Mecz świetny, jak i rozdział. Miejmy nadzieje że zagrają tak samo z Ghaną, i znowu dostaniesz weny. Mam nadzieje, że zrobisz z nich parę :*
OdpowiedzUsuńHmm... czy ten Reus musiał milczeć tydzień, a teraz się zastanawia dlaczego Marissa jest zimna. ma za swoje ;) Mam jednak nadzieje, że teraz już bardziej będzie się nią interesował i dziewczyna zmieni swoje nastawienie do niego. Między nimi iskrzy więc na pewno stworzyliby świetną parę :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepraszam że tak późno ogarnęłam ten blog i twój drugi, no ale chyba jak wiesz szkoła i te inne dobra co do całego opowiadania, to dlaczego siostra głównej bohaterki zostawiła jej syna na głowie, czemu, przecież to jej syn, jestem bardzo zaskoczona, mile zaskoczona że Mari zachowuje się jak by było to jej dziecko. Też bardzo dziwi mnie zachowanie Reusa, ale może on miał coś do zrobienia i nie miał czasu, no dobra ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i całuje
Weroooooo....
nie szkodzi :)
UsuńCieszę sie, ze zechciałaś Go czytać :)
Buziaki:*
Ja myślę, że Marco nie zrobił tego specjalnie.. Mógł mieć jakieś ważne sprawy i dlatego się nie odzywał :)) Świetny rozdział *-* Czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ♥
Hej. ;-) Zostawiłaś u mnie adres do Ciebie, więc jestem. ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się historia, którą zaczęłaś powoli nakreślać coraz wyraźniej. :)
Czwóreczka- cudowna. Pochłonęłam ją tak samo jak wszystkie poprzednie rozdziały. :) Czytało się bardzo przyjemnie, więc chcę więcej! :)
Buziaki. ;*
Cieszę się, że zawitałaś na moim blogu:)
UsuńBuziaki:*
Zapraszam na blogaa -> http://jedengestjedenszept.blogspot.com/?m=0
OdpowiedzUsuńTak! W końcu udało mi się przeczytać.
OdpowiedzUsuńZbierałam się i zbierałam... I w końcu przeczytałam.
Bosh... Dziewczyno... Masz niesamowity talent! Normalnie pokochałam Twojego bloga! I tu mówię serio.
Kiedy czytałam poprzedni rozdział... Łoo... Reusowi spodobała się Mari.
A tu ten i takie... Zaskoczeni!
Najpierw się nie odzywa, a później proponuje wspólny obiad...?
No nic... Rozdział jak każdy poprzedni niesamowity. Mam nadzieję, że pomiędzy Marco, a Mari zaiskrzy...
Buziaki, Kinga ;**
A to Marco! Ale na pewno nie zraziło go to, że Marissa ma dziecko. Po prostu nie zadzwonił, bo nie mógł.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że szybko to sobie wytłumaczą i Marco pozna Simona i się zakumplują :D
Rozdział super! :)
Czekam na następny :)
Pozdrawiam ;*
Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale byłam na trzy dniowym obozie, a tam nie było internetu - dzicza ! :D
OdpowiedzUsuńEee tam, na pewno Marco nie przejmuje się tym, że Marissa ma dziecko <3 Jestem tego na 100% pewna !.! :*)
No, ej ja tu czekam na iskierkę po między Panną Marissą, a panem Reusem ! :D Kawa to nie wszystko heloo ! :DD
Rozdział genialny i wgl ^^
Zapraszam do siebie i liczę na komentarz --> http://siatka-bogiem.blogspot.com
Buziaki i duuuużo weny :**** ♥