Dlaczego kochający się ludzie ranią się nawzajem? Dlaczego dwójka zakochanych w sobie osób nie potrafi dotrzeć do siebie? Dlaczego najpierw robimy potem myślimy? Dlaczego, dlaczego, dlaczego. Na te pytania jak i wiele innych trudno jest znaleźć odpowiednią odpowiedź. To nie życie jest ciężkie tylko ludzie je utrudniają. Są zawistni, wredni i zazdroszczą sobie nawzajem zamiast cieszyć się z ich szczęścia.
Marissa przebudziła się tuż przed lądowaniem nasłuchując głosu stewardessy,
Gdy wylądowali na miejscu trener nie chciał słyszeć o żadnym zwiedzaniu miasta.
-Wieczorem mamy mecz i na tym trzeba się skupić. Jutro róbcie co chcecie.
Każdy więc przygotowywał się psychicznie do wieczornego sparingu. Marissa natomiast postanowiła zadzwonić do Katji czy z małym wszystko w porządku.
-Mari?
-Cześć. Jak się macie? Simon ostro daje w kość?
-Co Ty, oglądamy teraz bajkę. Nie martw się niczym...Chcesz porozmawiać z mamą?- z tym pytaniem skierowała się do chłopca.
-Taaak!- krzyknął malec- Mamoooo! Oglądamy z ciocią baję a potem idziemy na lody!
Na sam dźwięk głosu Simona uśmiechnęła się szeroko.
-Dobrze kochanie tylko nie jedz szybko, żebyś nie był znów chory.
-Ok. Muszę końćyć bo źalaź idziemy.
-Pa skarbie. Jutro zadzwonię.
-Paaa kocham Cie mamuś- oznajmił Simon po czym się rozłączył.
Młoda Niemka obejrzała jakąś ckliwą komedię romantyczną po czym spoglądając na godzinę zdała sobie sprawę jak jest już późno. Dziewczyna wzięła torbę i ruszyła na zbiórkę, która odbywała się w holu hotelu. Po zebraniu wszystkich wsiedli do pojazdu, który miał ich zawieźć prosto na stadion. Każdy jechał w ciszy skupiając się na swój sposób. Było widać, że jedyne o czym chłopcy myśleli w tym czasie to mecz.
***
Było ciężko ale BVB dali radę. Ucieszeni piłkarze nie mieli zamiaru przepuścić okazji aby nie uczcić wygranej i nie zabawić się w Londynie. Wybierając rzecz jasna najlepszy klub wyruszyli na podbój Anglii.
-Dobrze, że wzięłam sukienkę ze sobą- pomyślała Marissa
Ledwo zdążyła podejść po drinka dopadł do Niej Sven.
-Pozwoli Pani, że zatańczymy?- zapytał
-Och proszę Pana oczywiście- taniec był czymś co dziewczyna uwielbiała. Chodziła kiedyś nawet na lekcje tańca i śmiało mogła stwierdzić, że gdyby nie medycyna byłaby tancerką.
Bender był świetnym tancerzem, był typem chłopaka, który może się podobać dziewczynom. Miły, wrażliwy, romantyczny. Lecz z Marissą nie łączyly Go żadne głębsze zażyłości. Byli na najlepszej drodze do przyjaźni ale nic więcej. Gdy skończyli dziewczyna w końcu mogła iść się czegoś napić. Przy barze zauważyła lekko już podchmiekonego Marco. Zamówiła colę z niewielką zawartością wódki- bo przecież miała słabą głowę, nie mogła sobie pozwolić na większe dawki napoju wyskokowego. Postanowiła iść zaraz stamtąd, gdyż zobaczyła, że blondyn bacznie Jej się przygląda.
-Mari zaczekaj- podszedł do Niej bliżej.
-Szukasz kogoś?- zapytała
Ledwo chodząc Reus położył dłonie na ścianie tak, żeby dziewczyna nie mogła się wydostać.
-Dlaczego to robisz?- zapytał patrząc w Jej oczy.
-Co takiego?
-Jestem taki zły?
-Marco, o czym Ty mówisz?
-Myślałem, że czujesz to samo. Dawałaś mi znaki spotykając się ze mną w kawiarni, potem odwiozłem Cię do domu.
-Reus...uparłeś się to wyraziłam zgodę.
-Więc to tak- blondyn wyraźnie posmutniał- Wolisz Jego- skinął głową na Bendera -W czym On jest lepszy ode mnie, powiedz mi to- nalegał Reus.
-Uspokój się. W niczym ok? W niczym- powtórzyła
-Więc o co chodzi. Ja się zakochałem
-Nie pleć bzdur Marco. Po jednym czy dwóch spotkaniach nie można od razu się zakochać.
-Ale ja Cię kocham- podkreślił blondyn.
-Jesteś pijany, odsuń się.
- Tak kurwa. Upiłem się bo jesteś zimna w stosunku do mnie, nie chcesz nawet normalnie porozmawiać.
-Zrobimy to jak wytrzeźwiejesz ok?- zapytała brunetka
-Co to zmieni? Nic. Nadal będę czuł to samo.
-Marco! Do cholery! Mam dziecko, dociera to do Ciebie? Jestem samotną matką!- odpychając mocno blondyna wybiegła z klubu.
Złapała pierwszą lepszą taksówkę i pojechała do hotelu. Sama nie wiedziała dlaczego tak Jej zależy na Reusie. Poczuła jak ciurkiem łzy leją się na policzki.
-Wszystko w porządku?- zapytał taksówkarz rejestrując Ją co chwila w lusterku
-Tak...Nie.....W sumie nie wiem- stwierdziła zapłakana
-Wie Pani, czasem dobrze jest się zwierzyć obcej osobie.
-Kochał Pan kiedyś kogoś i zarazem wiedział, ze nic z tego nie będzie?
-Jak chodziłem do liceum zakochałem się w pewnej dziewczynie, okazało się, że miała chłopaka...
-I co było dalej?
-Czekałem, czekałem aż...
-Aż?
- Jest teraz moją żoną.
-Gratuluję ale to w moim przypadku się nie sprawdzi.
-Proszę być cierpliwą osobą. Czas leczy rany.
-Dziękuję.
Zrezygnowana wparowała do pokoju kładąc się na łóżko, zamierzała teraz zamoczyć poduszkę gdyż nie mogła wytrzymać, ze świat jest tak niesprawiedliwy wobec Niej. Ona lekarka pomagała odnaleźć szczęście ludziom, chciała ich leczyć by nigdy nie musieli cierpieć. Nigdy nie myślała o sobie, nie marzyła nawet o miłości, bo to nie jest Jej pisane.
**********************************************************
Mamy wakacje!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
W koncu!
Tyle na to czekałam że aż rozdział mi powstał ♥
Kocham Was :)
piątek, 27 czerwca 2014
piątek, 20 czerwca 2014
♥ Odcinek 5- Usiądziesz ze mną?
Wyczekujemy w życiu wielkich chwil; awansu w pracy, narodzin dziecka, wygrania wymarzonej wycieczki, zakupie wielkiego domu z basenem. A tak na prawdę powinniśmy cieszyć się małymi rzeczami; wspólny spacer uliczkami miasta przecież daje tyle radości, wspólne upieczenie ciasta przy którym można uśmiać się do łez, obejrzenie razem ckliwego dramatu po którym wszyscy płaczą. To są właśnie najlepsze chwile w życiu człowieka i to do ich dążenia powinniśmy zmierzać. Najważniejsza w życiu jest druga osoba u Twego boku. Ta myśl, że musisz się o Nią troszczyć, starać się by jej nic nie brakowało, postanowić sobie, że nigdy nie pozwolisz by uroniła chociaż jedną łzę. Niekoniecznie musi być to miłość partnerska, starsza samotna babcia też potrzebuje ciepła, zapracowana mama, która nie ma na nic siły po powrocie z pracy też ucieszyłaby się gdyby ujrzała gotowy obiad na stole. To o nich powinniśmy myśleć, bo są celem naszego życia.
Z samego rana Marissa krzątała się po kuchni przygotowując śniadanie dla Simona i siebie. Od dłuższego czasu jadła to co chłopiec, gdy miał ochotę na tosty jedli tosty, gdy zażyczył sobie jajecznicę była jajecznica. Przyzwyczaiła się już, że dobro Jej dziecka jest najważniejsze i zrobi wszystko żeby było szczęśliwe. Z samego rana dziewczyna otrzymała telefon niecierpiący zwłoki.
-Ughh to z pracy- oznajmiła Simonowi, który konsumował płatki z mlekiem.
-Tak, słucham?
-Witam pani Baumann. Mam prośbę- rzekł głos w słuchawce.
-W czym mogę pomóc?
-W przyszłym tygodniu jest mecz wyjazdowy, który rozgrywa się w Londynie. Nie mamy żadnego lekarza na zbyciu. Da pani radę polecieć z nami?
-Tak, oczywiście- oznajmiła Marissa patrząc jak Simon zajada swój pierwszy dzisiejszego dnia posiłek.
***
Kolejne dni w szpitalu mijały spokojnie, jakoś mniej wypadków, pacjentów. Nastała środa a wiec przeddzień wylotu do Londynu, po skończonym dyżurze dziewczyna zrobiła zakupy aby Katja nie musiała nic robić tylko pilnować Simona. Kupiła wszystkie potrzebne składniki po czym wsiadła do auta zmierzając w kierunku domu. Postanowiła iść dziś wcześniej spać, gdyż jutro musiała wstać o 6.00 rano. Jednak mając małe dziecko w domu pójście spać o cywilizowanej porze było niemożliwe. Już od progu chłopiec chciał się bawić w policjanta i złodzieja.
-Kochanie a pozwolisz mi coś zjeść?
-Zjes jak bedzies sedzec w aleście.
-Zrobimy tak. Ja pójdę zjeść obiad, zrobię Ci budyń a potem się pobawimy dobrze?- podstępem postanowiła podejść małego.
-Dobźe ale ćekoladowy!
-Okey, leć do pokoju i się na chwilę sam pobaw.
Nie mogła okłamywać własnego dziecka więc po skończonym posiłku pobawili się w służby policyjne. Po 20.00 przyszła Katja wiec Marissa mogła wziąć prysznic i iść spać. Ogarniecie walizki i przyrządzenie zapasu jedzenia dla Simona zajęło Jej równe dwie godziny. Tak śmiało można było rzec: Młoda matka była nadopiekuńcza. Po 22.00 poszła złożyć się do snu. Jednak jak w takich chwilach bywało sen nie nadchodził. Można było wiercić się to w prawą to w lewą stronę ale powieki i tak nie chciały zamknąć się w pojednawczym geście. Rozmyślając o wszystkim i o niczym minęła kolejna godzina w końcu zmęczona usypianiem dziewczyna włączyła telewizor. Pierwszy lepszy kanał zmęczył Ją do reszty, po chwili oddała się błogiemu snu.
***
Gdy rano zadzwonił budzik brunetka nie wiedziała w którą stronę najpierw spojrzeć. Nienawidziła aż tak porannych pobudek. Włożyła na nogi włochate papcie i pognała do kuchni zrobić sobie kawę. Do rzeczy od których Marissa była uzależniona już na pewno należała kofeina, poruszając się cicho aby nie zbudzić Katji i Simona wyruszyła na górę aby się ubrać. Postawiła na jeansy, do tego wygodne różowe trampki i zielony top. Narzuciła na siebie marynarkę i ciągnąc za sobą walizkę wybrała się na lotnisko. Stwierdziła, że chyba dotarła jako ostatnia widząc już spore zgrupowanie.
-No siema- zaczepił ją Sven który tez najwyraźniej dopiero co przybył. -Wiec lecimy razem do Londynu?- zapytał poruszając zabawnie brwiami.
-Na to wychodzi- uśmiechnęła się promiennie.
Widząc Reusa przed sobą zapytała Bendera:
-Usiądziesz ze mną?
-Skoro pani sobie tego życzy. Daj tę walizkę zaniosę ją.
Piłkarz oddalił się oddać bagaże natomiast Marissa podeszła bliżej Dortmundczyków.
-Widzę, że już wszyscy są więc na pokład- zarządził Klopp.
Dziewczyna postanowiła zaczekać na Bendera, który właśnie szedł w Jej stronę.
-Nie wchodzisz?- zapytał Marco
-Czekam na..o właśnie Niego- stwierdziła Mari pokazując chłopaka.
Rozsiedli się wygodnie wyczekując na lot do Londynu.
-Miałem nadzieję, że usiądziesz ze mną- szepnął blondyn na ucho Marissie przechodząc obok
-Co to za różnica? Chcesz mi coś powiedzieć?- dziewczyna próbowała udać obojętność.
-W sumie to nie.
-Więc lepiej usiądź, zaraz ruszamy- oznajmiła słysząc głos stewardessy.
Zapięli pasy i poszybowali w górę. Dziewczyna uwielbiała latać. Już jako dziecko podróżowała do Grecji w celu odwiedzin swojej babci. Spojrzała kątem oka na Reusa, który czymś przybity włożył na uszy słuchawki topiąc się w melodii muzyki. Wpatrzyła się w Niego jak w obraz. Dlaczego wywoływał u Niej tyle emocji?, czy to było normalne? W tej chwili czuła się źle traktując tak blondyna. Tylko dlatego usiadła z Benderem, żeby Reus nie mógł się do Niej zbliżyć. Udało się Jej osiągnąć cel, dlaczego wiec czuła się tak okropnie?
******************************************
Dziekuję, dziękuję!!! Za tyle wyświetleń, komentarzy i słów otuchy! Jesteście najlepsze!!!! ♥
5 dla Was:*
Mam nadzieje, że sie spodoba:)
Z samego rana Marissa krzątała się po kuchni przygotowując śniadanie dla Simona i siebie. Od dłuższego czasu jadła to co chłopiec, gdy miał ochotę na tosty jedli tosty, gdy zażyczył sobie jajecznicę była jajecznica. Przyzwyczaiła się już, że dobro Jej dziecka jest najważniejsze i zrobi wszystko żeby było szczęśliwe. Z samego rana dziewczyna otrzymała telefon niecierpiący zwłoki.
-Ughh to z pracy- oznajmiła Simonowi, który konsumował płatki z mlekiem.
-Tak, słucham?
-Witam pani Baumann. Mam prośbę- rzekł głos w słuchawce.
-W czym mogę pomóc?
-W przyszłym tygodniu jest mecz wyjazdowy, który rozgrywa się w Londynie. Nie mamy żadnego lekarza na zbyciu. Da pani radę polecieć z nami?
-Tak, oczywiście- oznajmiła Marissa patrząc jak Simon zajada swój pierwszy dzisiejszego dnia posiłek.
***
Kolejne dni w szpitalu mijały spokojnie, jakoś mniej wypadków, pacjentów. Nastała środa a wiec przeddzień wylotu do Londynu, po skończonym dyżurze dziewczyna zrobiła zakupy aby Katja nie musiała nic robić tylko pilnować Simona. Kupiła wszystkie potrzebne składniki po czym wsiadła do auta zmierzając w kierunku domu. Postanowiła iść dziś wcześniej spać, gdyż jutro musiała wstać o 6.00 rano. Jednak mając małe dziecko w domu pójście spać o cywilizowanej porze było niemożliwe. Już od progu chłopiec chciał się bawić w policjanta i złodzieja.
-Kochanie a pozwolisz mi coś zjeść?
-Zjes jak bedzies sedzec w aleście.
-Zrobimy tak. Ja pójdę zjeść obiad, zrobię Ci budyń a potem się pobawimy dobrze?- podstępem postanowiła podejść małego.
-Dobźe ale ćekoladowy!
-Okey, leć do pokoju i się na chwilę sam pobaw.
Nie mogła okłamywać własnego dziecka więc po skończonym posiłku pobawili się w służby policyjne. Po 20.00 przyszła Katja wiec Marissa mogła wziąć prysznic i iść spać. Ogarniecie walizki i przyrządzenie zapasu jedzenia dla Simona zajęło Jej równe dwie godziny. Tak śmiało można było rzec: Młoda matka była nadopiekuńcza. Po 22.00 poszła złożyć się do snu. Jednak jak w takich chwilach bywało sen nie nadchodził. Można było wiercić się to w prawą to w lewą stronę ale powieki i tak nie chciały zamknąć się w pojednawczym geście. Rozmyślając o wszystkim i o niczym minęła kolejna godzina w końcu zmęczona usypianiem dziewczyna włączyła telewizor. Pierwszy lepszy kanał zmęczył Ją do reszty, po chwili oddała się błogiemu snu.
***
Gdy rano zadzwonił budzik brunetka nie wiedziała w którą stronę najpierw spojrzeć. Nienawidziła aż tak porannych pobudek. Włożyła na nogi włochate papcie i pognała do kuchni zrobić sobie kawę. Do rzeczy od których Marissa była uzależniona już na pewno należała kofeina, poruszając się cicho aby nie zbudzić Katji i Simona wyruszyła na górę aby się ubrać. Postawiła na jeansy, do tego wygodne różowe trampki i zielony top. Narzuciła na siebie marynarkę i ciągnąc za sobą walizkę wybrała się na lotnisko. Stwierdziła, że chyba dotarła jako ostatnia widząc już spore zgrupowanie.
-No siema- zaczepił ją Sven który tez najwyraźniej dopiero co przybył. -Wiec lecimy razem do Londynu?- zapytał poruszając zabawnie brwiami.
-Na to wychodzi- uśmiechnęła się promiennie.
Widząc Reusa przed sobą zapytała Bendera:
-Usiądziesz ze mną?
-Skoro pani sobie tego życzy. Daj tę walizkę zaniosę ją.
Piłkarz oddalił się oddać bagaże natomiast Marissa podeszła bliżej Dortmundczyków.
-Widzę, że już wszyscy są więc na pokład- zarządził Klopp.
Dziewczyna postanowiła zaczekać na Bendera, który właśnie szedł w Jej stronę.
-Nie wchodzisz?- zapytał Marco
-Czekam na..o właśnie Niego- stwierdziła Mari pokazując chłopaka.
Rozsiedli się wygodnie wyczekując na lot do Londynu.
-Miałem nadzieję, że usiądziesz ze mną- szepnął blondyn na ucho Marissie przechodząc obok
-Co to za różnica? Chcesz mi coś powiedzieć?- dziewczyna próbowała udać obojętność.
-W sumie to nie.
-Więc lepiej usiądź, zaraz ruszamy- oznajmiła słysząc głos stewardessy.
Zapięli pasy i poszybowali w górę. Dziewczyna uwielbiała latać. Już jako dziecko podróżowała do Grecji w celu odwiedzin swojej babci. Spojrzała kątem oka na Reusa, który czymś przybity włożył na uszy słuchawki topiąc się w melodii muzyki. Wpatrzyła się w Niego jak w obraz. Dlaczego wywoływał u Niej tyle emocji?, czy to było normalne? W tej chwili czuła się źle traktując tak blondyna. Tylko dlatego usiadła z Benderem, żeby Reus nie mógł się do Niej zbliżyć. Udało się Jej osiągnąć cel, dlaczego wiec czuła się tak okropnie?
******************************************
Dziekuję, dziękuję!!! Za tyle wyświetleń, komentarzy i słów otuchy! Jesteście najlepsze!!!! ♥
5 dla Was:*
Mam nadzieje, że sie spodoba:)
<33 słodkie!
wtorek, 17 czerwca 2014
♥ Odcinek 4- Dlaczego nic nie mówisz?
Czasem nie można okazywać swojej słabości. Jest Ci źle? Pomyśl, że milion innych osób na świecie ma gorzej. Walczą z głodem, utratą ukochanej osoby, nie mają dachu nad głową i co jeść. Ty masz ciepły kąt, pełna lodówkę i małego człowieczka, który czeka aż przeczytasz Mu bajkę.- rozmyślała Marissa, która sprzątając po obiedzie odprawiła Simona do pokoju. Była dziś wyczerpana, widocznie nowa pogoda która postanowiła sprawić człowieczeństwu psikusa i dać deszcz obniżyła dobry humor dziewczyny. Spadło gwałtownie ciśnienie a Ją nieznacznie zaczęła boleć głowa. Do drzwi młodej Niemki rozległo się pukanie.Przemoczona Katja wyglądała jak zmokła kura. Włosy ulizały Jej się na samym czubku głowy nie mówiąc o grzywce która opadała bezwiednie na czoło zalewając oczy dziewczyny kroplami deszczu.
-Już jesteś?- zapytała Marissa ze współczuciem patrząc na wygląd przyjaciółki. -Wychodzę do pracy dopiero za 40 minut. Siadaj przyniosę Ci suche rzeczy i ręcznik.
-Nie mogłam wysiedzieć w domu to stwierdziłam, że wpadnę wcześniej na herbatę. Przyniosłam nasze ulubione owsiane ciasteczka- położyła ciastka na stole, które jako jedyne pozostały suche.
Dziewczyny nie różniły się zbytnio rozmiarami ubrań więc Marissa bez problemu dopasowała odzież do sylwetki Katji. Zasiadając w kuchni zaparzyła herbatę by dziewczyna mogła się ogrzać po strasznej ulewie jaka ją spotkała.
-Jak tam mały? Wyzdrowiał już?- zagadnęła blondynka mieszając herbatę do której wsypała łyżeczkę cukru.
-Tak. Bez obaw. Nie zarazisz się już od kilku dni jest zdrów jak ryba.- na samą myśl tego, że Simonowi wróciło zdrowie i dobry humor sama aż uśmiechnęła się pod nosem.
-To dobrze. Mari chciałam Cię o coś zapytać.- zagadnęła Niemka patrząc na swoje ciastko.
-No to pytaj.
-Jak Ty sobie z tym wszystkim dajesz radę, zupełnie sama?
-Wiesz co? Są takie momenty, że już nie wyrabiam. Jak Simon był mały to nieraz marzyłam tylko o tym aby ktoś mi chociaż minimalnie pomógł, żebym mogła się wypłakać w czyjąś koszulkę. Ale nikogo w pobliżu nie było, każdy chłopak zaraz po tym jak się dowiedział że wychowuję dziecko to znikał w ułamku sekundy. Postanowiłam więc od razu o tym mówić facetom. Efekt był taki, że po pierwszej randce uciekali. Po którymś razem dałam sobie spokój. Pogodziłam się z tym, że zostanę starą panną z dzieckiem. Może kiedyś poznam jakiegoś rozwodnika ale teraz sensem mojego życia jest Simon. Jak byłam nastolatką to uwielbiałam spać do południa. Potem gdy Cheryl zostawiła mi małego byłam o 6.00 na nogach ale nie denerwowałam się. On jest dla mnie wszystkim, nie wiem co bym zrobiła gdyby Go nie było.
-No a co z tym Reusem? Mówiłaś, że zaprosił Cię na kawę- stwierdziła Katja
-To była tylko kawa. Powiedziałam Mu od razu o Simonie. I zobacz minął tydzień, zero odzewu. Zresztą na nic nie liczyłam, nie robię sobie nadzieji bo boję się rozczarowania.
W rzeczywistości była bardzo zawiedziona postawą nowego kolegi. Miała nadzieje, że jest inny, okazywał Jej wiele zainteresowania podczas wspólnej kawy. Rozumiała się z blondynem jak z nikim. Czuła się jakby znali się od lat, śmiało mogła z Nim gawędzić bez opamiętania. Ale wróciła szara, smutna rzeczywistość, wiadomość o Simonie wprawiła w zakłopotanie kolejnego kandydata na chłopaka. Nie mogła być zła na Marco, przecież to nie Jego syn, nie musi się zajmować obcym dzieckiem. Wolał dać sobie spokój i ona doskonale to rozumiała. Choć Simon nie był Jej rodzonym synem nie miała też żalu do chłopca, że niespodziewanie pojawił się w Jej życiu, choć może powinna mieć o to żal do swojej rodzonej siostry.
***
Dopijając resztki herbaty Marissa zostawiła Simona pod opieką Katji i ruszyła na mecz. Czekała na rozgrywkę. W niepewności obserwowała potyczki Niemców. Dziś pierwszy raz od ostatniego czasu zobaczyła blondyna. Trener postanowił wypuścić Go na boisko, z kostką już było w porządku. Dziewczyna miała dziś co robić, w ostatniej minucie meczu Neven został brutalnie sfaulowany.
-Dasz radę iść?- zapytała dziewczyna łapiąc piłkarza za biodro.
-Tak- siadając na kozetce Subotić syknął z bólu.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.- zapewniła zawodnika Marissa zdając sobie sprawę, że nic poważnego się nie stało co miałoby zaważyć na zdrowiu pacjenta. Współczuła jednak Mu, bo wiedziała jaki faul potrafi być bolesny.
Kończąc opatrywanie do gabinetu wszedł nie kto inny jak Marco. Zauważyła Go kątem oka lecz nie zwracała uwagi, przecież nie będzie wokół Niego skakać jak nienormalna nastolatka. Miała swoją godność, która nie pozwalała Jej się narzucać komukolwiek. Postanowiła sobie też, że nie będzie sobie robić jakichkolwiek nadziei i ograniczy stosunki z pacjentami do typowo medycznych spraw.
-Hej. Mogę na chwilę?- zapytał wchodząc do środka.
-Jasne. Coś się stało?- zapytała obojętnie nie odrywając wzroku od bandaży, które postanowiła poskładać.
-Obejrzysz moja kostkę? Wiem, że już wszystko ok, nic nie boli tylko chciałbym mieć pewność- oznajmił Marco.
-Rozumiem. Pokaż sprawdzę- stwierdziła dziewczyna nie patrząc nawet na twarz blondyna. Nadal nie mogła dojść do siebie po tym, że była taka naiwna i głupia. Co Ona sobie myślała? Że olśniła swoją osobą słynną gwiazdę piłki nożnej? To przecież absurd!
-Wszystko w porządku. Nie masz się czym martwić- rzekła blondynka zasiadając przy biurku.
-Może wybierzemy się na obiad?- zaproponował Marco co nie uszło uwadze dziewczyny. Ta propozycja zbiła Ją z tropu po ostatnich wydarzeniach ale przypomniała sobie co postanowiła na temat angażowania się w sprawy miłosne.
-Przepraszam ale mam jeszcze dużo pracy. Biorę te papiery i jadę do domu- odrzekła sucho biorąc dokumenty w rękę.
-To odwiozę Cię, co?- zapytał z nadzieją Reus patrząc na postawę brunetki, która okazywała jak mogła swoją niechęć do spędzenia nawet jednej minuty w Jego towarzystwie.
-Nie trzeba.
-Mari coś nie tak? Co Ty dziś taka na nie. Stało się coś?
Przystanęła na chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Mimo wszystko nie chciała jakkolwiek urazić blondyna, ale nie chciała też Mu pokazywać jakichkolwiek uczuć. Po prostu nie chcę się potem rozczarować- pomyślała dziewczyna. Nie wiedziała o co blondynowi chodziło. Najpierw kawa, potem cisza a teraz obiad. Nie zamierzała dłużej nad tym rozmyślać, odpowiedziała tylko:
-Nic się nie stało. Nie chcę po prostu sprawiać kłopotu.- po chwili pomyślała, że źle sformułowała odpowiedź. Teraz blondyn stwierdzi, ze to nie jest kłopot i się nie wymiga. Tak też się stało. Marco usmiechając się promiennie odychając z ulgą, ze to nie o Niego chodzi stwierdził:
-Przestań, przecież mam po drodze.
-No ale- jakiś sensowny argument próbowała wymyśleć dziewczyna ale to już było na nic. Piwo się rozlało teraz trzeba Je wypić mimo kaca który nastąpi później.
-Żadnego ale. Jedziemy, zbieraj się.
Siedząc już w samochodzie Marissa obrała sobie jeden punkt i patrzyła na Niego niby udając zamyśloną. Nie wiedziała jak się zachować. Mówić coś czy nie? Nawet przez Jej myśl przemkła myśl, żeby udawać że zasnęła.
-Dlaczego nic nie mówisz?- zapytał Marco.
-Zmęczona jestem- odparła szybko pierwszą myśl jaka wpadła Jej do głowy. Wydawała się najbardziej sensowną odpowiedzią na nurtujące pytanie blondyna.
-Pewnie męczący dzień, co?- zapytał gdy zmieniając biegi przejechał odruchowo dłonią po nodze dziewczyny.
-Przepraszam- szepnął Reus na co blondynka tylko się serdecznie uśmiechnęła czując ciepło na całym ciele. Wcale nie lubiła w sobie tej myśli, że spodobało Jej się to. Na szczęście z opresji wyrwał Ją widok własnego domu przed którym się znaleźli. Żegnając się niezbyt czule z piłkarzem nie pozwoliła nawet aby pocałował Ją w policzek. Zmierzyła do domu otwierając nerwowo drzwi. Po wtargnięciu do środka odetchnęła z ulgą, ze nie musi już siedzieć w tej sztucznej atmosferze. To był koszmar- pomyślała.
****************************************
Czwóreczka leci do Was:)
Jak wczoraj obejrzałam mecz to takiej weny dostałam, że hoho!
Oglądałyście?
Jak wrażenia?
<3
-Już jesteś?- zapytała Marissa ze współczuciem patrząc na wygląd przyjaciółki. -Wychodzę do pracy dopiero za 40 minut. Siadaj przyniosę Ci suche rzeczy i ręcznik.
-Nie mogłam wysiedzieć w domu to stwierdziłam, że wpadnę wcześniej na herbatę. Przyniosłam nasze ulubione owsiane ciasteczka- położyła ciastka na stole, które jako jedyne pozostały suche.
Dziewczyny nie różniły się zbytnio rozmiarami ubrań więc Marissa bez problemu dopasowała odzież do sylwetki Katji. Zasiadając w kuchni zaparzyła herbatę by dziewczyna mogła się ogrzać po strasznej ulewie jaka ją spotkała.
-Jak tam mały? Wyzdrowiał już?- zagadnęła blondynka mieszając herbatę do której wsypała łyżeczkę cukru.
-Tak. Bez obaw. Nie zarazisz się już od kilku dni jest zdrów jak ryba.- na samą myśl tego, że Simonowi wróciło zdrowie i dobry humor sama aż uśmiechnęła się pod nosem.
-To dobrze. Mari chciałam Cię o coś zapytać.- zagadnęła Niemka patrząc na swoje ciastko.
-No to pytaj.
-Jak Ty sobie z tym wszystkim dajesz radę, zupełnie sama?
-Wiesz co? Są takie momenty, że już nie wyrabiam. Jak Simon był mały to nieraz marzyłam tylko o tym aby ktoś mi chociaż minimalnie pomógł, żebym mogła się wypłakać w czyjąś koszulkę. Ale nikogo w pobliżu nie było, każdy chłopak zaraz po tym jak się dowiedział że wychowuję dziecko to znikał w ułamku sekundy. Postanowiłam więc od razu o tym mówić facetom. Efekt był taki, że po pierwszej randce uciekali. Po którymś razem dałam sobie spokój. Pogodziłam się z tym, że zostanę starą panną z dzieckiem. Może kiedyś poznam jakiegoś rozwodnika ale teraz sensem mojego życia jest Simon. Jak byłam nastolatką to uwielbiałam spać do południa. Potem gdy Cheryl zostawiła mi małego byłam o 6.00 na nogach ale nie denerwowałam się. On jest dla mnie wszystkim, nie wiem co bym zrobiła gdyby Go nie było.
-No a co z tym Reusem? Mówiłaś, że zaprosił Cię na kawę- stwierdziła Katja
-To była tylko kawa. Powiedziałam Mu od razu o Simonie. I zobacz minął tydzień, zero odzewu. Zresztą na nic nie liczyłam, nie robię sobie nadzieji bo boję się rozczarowania.
W rzeczywistości była bardzo zawiedziona postawą nowego kolegi. Miała nadzieje, że jest inny, okazywał Jej wiele zainteresowania podczas wspólnej kawy. Rozumiała się z blondynem jak z nikim. Czuła się jakby znali się od lat, śmiało mogła z Nim gawędzić bez opamiętania. Ale wróciła szara, smutna rzeczywistość, wiadomość o Simonie wprawiła w zakłopotanie kolejnego kandydata na chłopaka. Nie mogła być zła na Marco, przecież to nie Jego syn, nie musi się zajmować obcym dzieckiem. Wolał dać sobie spokój i ona doskonale to rozumiała. Choć Simon nie był Jej rodzonym synem nie miała też żalu do chłopca, że niespodziewanie pojawił się w Jej życiu, choć może powinna mieć o to żal do swojej rodzonej siostry.
***
Dopijając resztki herbaty Marissa zostawiła Simona pod opieką Katji i ruszyła na mecz. Czekała na rozgrywkę. W niepewności obserwowała potyczki Niemców. Dziś pierwszy raz od ostatniego czasu zobaczyła blondyna. Trener postanowił wypuścić Go na boisko, z kostką już było w porządku. Dziewczyna miała dziś co robić, w ostatniej minucie meczu Neven został brutalnie sfaulowany.
-Dasz radę iść?- zapytała dziewczyna łapiąc piłkarza za biodro.
-Tak- siadając na kozetce Subotić syknął z bólu.
-Spokojnie, wszystko będzie dobrze.- zapewniła zawodnika Marissa zdając sobie sprawę, że nic poważnego się nie stało co miałoby zaważyć na zdrowiu pacjenta. Współczuła jednak Mu, bo wiedziała jaki faul potrafi być bolesny.
Kończąc opatrywanie do gabinetu wszedł nie kto inny jak Marco. Zauważyła Go kątem oka lecz nie zwracała uwagi, przecież nie będzie wokół Niego skakać jak nienormalna nastolatka. Miała swoją godność, która nie pozwalała Jej się narzucać komukolwiek. Postanowiła sobie też, że nie będzie sobie robić jakichkolwiek nadziei i ograniczy stosunki z pacjentami do typowo medycznych spraw.
-Hej. Mogę na chwilę?- zapytał wchodząc do środka.
-Jasne. Coś się stało?- zapytała obojętnie nie odrywając wzroku od bandaży, które postanowiła poskładać.
-Obejrzysz moja kostkę? Wiem, że już wszystko ok, nic nie boli tylko chciałbym mieć pewność- oznajmił Marco.
-Rozumiem. Pokaż sprawdzę- stwierdziła dziewczyna nie patrząc nawet na twarz blondyna. Nadal nie mogła dojść do siebie po tym, że była taka naiwna i głupia. Co Ona sobie myślała? Że olśniła swoją osobą słynną gwiazdę piłki nożnej? To przecież absurd!
-Wszystko w porządku. Nie masz się czym martwić- rzekła blondynka zasiadając przy biurku.
-Może wybierzemy się na obiad?- zaproponował Marco co nie uszło uwadze dziewczyny. Ta propozycja zbiła Ją z tropu po ostatnich wydarzeniach ale przypomniała sobie co postanowiła na temat angażowania się w sprawy miłosne.
-Przepraszam ale mam jeszcze dużo pracy. Biorę te papiery i jadę do domu- odrzekła sucho biorąc dokumenty w rękę.
-To odwiozę Cię, co?- zapytał z nadzieją Reus patrząc na postawę brunetki, która okazywała jak mogła swoją niechęć do spędzenia nawet jednej minuty w Jego towarzystwie.
-Nie trzeba.
-Mari coś nie tak? Co Ty dziś taka na nie. Stało się coś?
Przystanęła na chwilę nie wiedząc co powiedzieć. Mimo wszystko nie chciała jakkolwiek urazić blondyna, ale nie chciała też Mu pokazywać jakichkolwiek uczuć. Po prostu nie chcę się potem rozczarować- pomyślała dziewczyna. Nie wiedziała o co blondynowi chodziło. Najpierw kawa, potem cisza a teraz obiad. Nie zamierzała dłużej nad tym rozmyślać, odpowiedziała tylko:
-Nic się nie stało. Nie chcę po prostu sprawiać kłopotu.- po chwili pomyślała, że źle sformułowała odpowiedź. Teraz blondyn stwierdzi, ze to nie jest kłopot i się nie wymiga. Tak też się stało. Marco usmiechając się promiennie odychając z ulgą, ze to nie o Niego chodzi stwierdził:
-Przestań, przecież mam po drodze.
-No ale- jakiś sensowny argument próbowała wymyśleć dziewczyna ale to już było na nic. Piwo się rozlało teraz trzeba Je wypić mimo kaca który nastąpi później.
-Żadnego ale. Jedziemy, zbieraj się.
Siedząc już w samochodzie Marissa obrała sobie jeden punkt i patrzyła na Niego niby udając zamyśloną. Nie wiedziała jak się zachować. Mówić coś czy nie? Nawet przez Jej myśl przemkła myśl, żeby udawać że zasnęła.
-Dlaczego nic nie mówisz?- zapytał Marco.
-Zmęczona jestem- odparła szybko pierwszą myśl jaka wpadła Jej do głowy. Wydawała się najbardziej sensowną odpowiedzią na nurtujące pytanie blondyna.
-Pewnie męczący dzień, co?- zapytał gdy zmieniając biegi przejechał odruchowo dłonią po nodze dziewczyny.
-Przepraszam- szepnął Reus na co blondynka tylko się serdecznie uśmiechnęła czując ciepło na całym ciele. Wcale nie lubiła w sobie tej myśli, że spodobało Jej się to. Na szczęście z opresji wyrwał Ją widok własnego domu przed którym się znaleźli. Żegnając się niezbyt czule z piłkarzem nie pozwoliła nawet aby pocałował Ją w policzek. Zmierzyła do domu otwierając nerwowo drzwi. Po wtargnięciu do środka odetchnęła z ulgą, ze nie musi już siedzieć w tej sztucznej atmosferze. To był koszmar- pomyślała.
****************************************
Czwóreczka leci do Was:)
Jak wczoraj obejrzałam mecz to takiej weny dostałam, że hoho!
Oglądałyście?
Jak wrażenia?
<3
wtorek, 10 czerwca 2014
♥Odcinek 3- Myślałam, że siedzę w kawiarni z Bradem Pittem
Jedni kochają słońce, drudzy śnieg. Jedni wolą komedię drudzy kochają wręcz czuć gdy adrenalina im podskakuje przy wyśmienitym horrorze. Inni zaś nie cierpią pomidorów lecz za to miłują ogórki. Każdy z Nas jest inny ale pragniemy tego samego. Szczęścia. Chcemy, żeby wdarło się do naszego życia i już nigdy Nas nie opuszczało. Pomyśl dobrze czym jest dla Ciebie szczęście? Kolejna 5 w dzienniku?, możność spędzania czasu przy wspólnym śniadaniu niedzielnym?, śmiech i zabawa wśród najlepszych przyjaciół? Każdy ma swoje wyidealizowane i inne pojęcia szczęścia i do tego każdy dąży, by popaść w błogostan.
Nadchodził weekend co łączyło się z kolejnym meczem, Marissa postanowiła wyjść z domu wcześniej gdyż nie chciała niepotrzebnie tkwić w korkach. Zmierzając ku stadionowi zauważyła, że lada moment rozpocznie się mecz, zawodnicy obu drużyn byli już gotowi. Poszła więc zająć swoje miejsce, na trybunach zauważyła Reusa który jeszcze przez jakichś czas nie mógł trenować. Mecz był nadzwyczaj spokojny, nikt z Borussen nie ucierpiał więc lekarka nie miała co robić. Po zakończeniu drugiej połowy spakowała swe rzeczy udając się na zewnątrz.
-Marissa!- usłyszała za swoimi plecami. Obróciła się na pięcie aby zobaczyć do kogo należał głos. Przed dziewczyną wyrósł blondyn. Mimo wycieńczenia na meczu Marco jak zawsze miał idealnie ułożoną grzywkę. Wpatrywała się zbyt długo w fryzurę rozmyślając jak On to robi.
-Pójdziesz ze mną na kawę?- rzucił niepewnie Marco nie wiedząc czego się spodziewać po dziewczynie. Sama zainteresowana nie chciała się nigdzie wybierać, Simon jest w domu przecież obiecała, że wróci najszybciej jak to tylko będzie możliwe. Poza tym nie miała się spoufalać z piłkarzami, to zawsze się tragicznie kończyło gdy wdawała się w głębszą relację z pacjentem. Blondyn zauważył wahanie na twarzy brunetki i robiąc maślane oczka niczym kot ze Shreka błagał wręcz tłumacząc, że to tylko w geście podziękowania za dość znośny pobyt w szpitalu.
-Ale nie musisz mi dziękować. To moja praca- odrzekła dziewczyna nadal nie będą przekonana, że kawa to dobry pomysł. Znając swój charakter to sobie niepotrzebnie coś pomyśli a On spuści Ją na drzewo.
Piłkarz jednak nie należał do osób, które tak łatwo dają się spławić. Zachowywał się tak jakby do Jego uszu nie dotarły słowa Marissy. Nie chciał słyszeć odmowy.
-No dobrze, chodźmy.- -ostatecznie zgodziła się, blondyn nie dałby Jej i tak spokoju a w sumie kawa to nic strasznego. Wypiję raz, dwa i będzie po krzyku.
***
Usiedli tuż obok okna. Widok zza szyby był piękny, kawiarnia mieściła się tuż na samym wierzchołku malowniczego Dortmundu. Nie bez powodu okrzykniętą Ją nazwą "Jak w niebie". Można było podziwiać chmury i inne piękne krajobrazy. Ukradkowym spojrzeniom nie było końca. Wszyscy tutaj interesowali się piłką nożną. Toteż Marco Reus wywoływał niemałą sensację. Dookoła zdało się słyszeć szepty i milion oczu skierowanych na nich. Jakby byli jakąś nad przyrodzoną mocą, którą można podziwiać. Brunetka pierwszy raz spotkała się z takim zainteresowaniem wśród obcych dla Niej ludzi.
-Nie przeszkadza Ci to?- zapytała niespodziewanie dziewczyna na co Marco spojrzał na Nią przez chwilę nie wiedząc o co chodzi. Gdy zorientował się o czym mowa ruchem głowy zaprzeczył. Fani byli dla Niego zjawiskiem normalnym w życiu. Choć sam nie pojmował dlaczego tak wyrażają zainteresowanie Jego osobą, był przecież zwykłym chłopakiem dla którego piłka nożna to cały świat.
-Powiedz mi jeszcze coś o sobie- zaproponowała dziewczyna chcąc choć trochę rozładować napięcie które czuła gdy zobaczyła, że każda dziewczyna w kawiarni obrzuca Ją lodowatym spojrzeniem typu: "Ukradłaś mi chłopaka. Umrzyj". To dość dziwne jak ludzie przywiązują się do innych, przecież nawet Go nie znały, nie zamieniły kilku słów a już na myśl, że siedzi z jakąś dziewczyną w kawiarni napawa Je zazdrością. Czuła się nieswojo ale starała się odpierać złe myśli.
-Jestem Marco Reus.- odrzekł blondyn odkładając menu na stół.
Przewracając teatralnie oczami do dziewczyny doszło co powiedział przed chwilą blondyn. Uśmiechając się serdecznie kontynuowała rozmowę.
-Naprawdę? Myślałam, że siedzę w kawiarni z Bradem Pittem.
-Nie obrażaj mnie On jest brzydszy i nie ma takiej idealnej fryzury jak ja- stwierdził poprawiając grzywkę, która i tak była nadal idealna.
-Przepraszam, ze uraziłam pańską godność ale opowiedz mi coś o sobie.
-Ty wiesz o mnie wszystko- stwierdził Marco odruchowo przejeżdżając po dłoni dziewczyny.Taki mały gest a po ciele blondynki przeszedł dreszcz. Chemicy mówią, że właśnie w takich chwilach wydzielają się endorfiny i dlatego wyczuwamy motylki w brzuchu. Tej myśli się trzymała, przecież nie mogła dopuścić do siebie tezy, że słynny Marco Reus skradł Jej serce. Cofnęła nieznacznie rękę udając, że szuka telefonu w torbie.
Czy wie o Nim wszystko? Wie tyle co pozostali. Jest świetnym piłkarzem, gra jest dla Niego wszystkim. Zna Jego dane osobowe i historię choroby ale czy to było wszystko? Z zamyślenia wyrwało Ją stwierdzenie Marco, że lepiej jeśli Ona coś o sobie opowie.
Marissa nienawidziła o sobie mówić, przecież w Jej życiu nic ciekawego się nie dzieje. Jest zwykłą szarą myszką pracującą osiem czasem dwanaście godzin na dobę. Marzącą o wielkiej miłości, która nigdy nie nadejdzie- tego nie miała zamiaru mówić Marco.
-Jestem lekarzem. Lubię pomagać ludziom, jak byłam mała i jeździłam do dziadka na wieś uwielbiałam z Nim chodzić do stadniny koni. Był tam taki kucyk, urodził się z krótszą nogą. Mogłam całymi godzinami siedzieć i z Nim rozmawiać, głaskać Go. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić w życiu coś innego. - rozmarzyła się wspominając błogie dzieciństwo. Ech, jak chętnie powróciłaby do tamtych czasów, by nie przejmując się niczym śmiać się do rozpuku łez. Gdy mówiła o swojej pracy, aż świetliki Jej rozbłysły w oczach. Wtedy Marco zauważył jakie dziewczyna ma piękne wielkie oczy, których tęczówki były koloru niebieskiego niczym ciepłe morze.
-Mówisz to z taką pasją jakby już nic więcej się dla Ciebie nie liczyło- stwierdził Reus na co dziewczyna otrzeźwiała momentalnie. Przecież to była nieprawda. Chciała by żyć tak beztrosko ale nie w tym życiu.
-Po prostu cieszę się, że mogę robić to co kocham. Liczą się dla mnie przyjaciele, liczy się dla mnie Simon.
Na dźwięk usłyszanego imienia blondyn aż wzdrygnął się, czyżby Marissa była zajęta?. Przez głowę przeszła mu myśl, że nie ma takiego wagonu którego nie można odczepić. Stop! Panie Reus co się dzieje! Nie poznawał sam siebie i swoich myśli. Brzydził się zdradą, tym co zrobiła Mu Caroline, nie rozumiał skąd u Niego taki napływ negatywnych emocji.
-Chłopak, mąż?-zapytał spoglądając nerwowo w szybę.
-Syn- odparła dziewczyna - Nie mam męża i chłopaka też nie.
Blondynowi kamień spadł z serca, chociaż sam nie wiedział jak się zachować. Nigdy nie sądziłby, że tak młoda dziewczyna może już mieć dziecko. Przecież była co najwyżej w Jego wieku. Postanowił jednak nie roztrząsać dłużej tej sprawy i zapytał dziewczynę jak podoba Jej się praca w BVB.
***
Obydwoje bawili się wyśmienicie w swoim towarzystwie. Tak naprawdę to przecież ich pierwsze spotkanie na gruncie towarzyskim a czuli się jakby znali się od dziecka. To uczucie było nie do opisania tak jakby po wielu wielu latach odnalazłaś swoją siostrę bliźniaczkę, która została zaadoptowana przez rodzinę zastępczą. Czas leciał nieubłaganie nie wiedząc kiedy zrobiło się ciemno. Dziewczyna mimo wielkiej ochoty pozostania w kawiarni wiedziała, że musi iść do domu. Marco z niechęcią spoglądał na dziewczynę, która zbierała się do wyjścia, chciał jeszcze z Nią pokonwersować. Uważał, że takich kobiet z którymi można o wszystkim porozmawiać jest niewiele na świecie. Marissa taka była dosyć, że inteligentna i mądra to jeszcze ładna i zabawna. Postanowił więc odwieźć brunetkę do domu, tylko po to aby spędzić jeszcze więcej czasu z dziewczyną. Ta jednak nie chciała się na to zgodzić znajdując wymówkę, że blondyn pewnie ma co robić.
-A właśnie, że nie mam co robić. Nie będziesz przecież tłukła się wieczorem autobusem. Ciemno już jest.- spoglądając w okno przyznała rację blondynowi. Bała się ciemności, wracać sama nocą do domu. Tyle się w ostatnich czasach słucha o morderstwach, gwałtach i różnych innych przypadkach zła. Niechętnie się zgadzając podążyła z Reusem do samochodu. Podróż nie zajęła im dłużej niż 10 minut. Dziewczyna mieszkała stosunkowo blisko od kawiarni w której spędzali razem przemile czas. Nim się obejrzeli byli już na miejscu. Jak przystało na prawdziwego dżentelmena podwiózł dziewczynę pod same drzwi.
-No to cześć- oznajmiła Marissa chwytając za klamkę by opuścić pojazd.
-Do zobaczenia na meczu- stwierdził Marco całując dziewczynę w policzek co wywołało u Niej delikatny subtelny uśmiech. Odwróciła się ostatni raz by pomachać blondynowi na do widzenia i weszła do domu. Po zapaleniu światła usłyszała warkot odjeżdżającego silnika.
******************************
Witam Was :*
Się rozpisałam, nie ma co :)
Ech Marco zabraknie na Mundialu:(
Przykroooooooo!
Nadchodził weekend co łączyło się z kolejnym meczem, Marissa postanowiła wyjść z domu wcześniej gdyż nie chciała niepotrzebnie tkwić w korkach. Zmierzając ku stadionowi zauważyła, że lada moment rozpocznie się mecz, zawodnicy obu drużyn byli już gotowi. Poszła więc zająć swoje miejsce, na trybunach zauważyła Reusa który jeszcze przez jakichś czas nie mógł trenować. Mecz był nadzwyczaj spokojny, nikt z Borussen nie ucierpiał więc lekarka nie miała co robić. Po zakończeniu drugiej połowy spakowała swe rzeczy udając się na zewnątrz.
-Marissa!- usłyszała za swoimi plecami. Obróciła się na pięcie aby zobaczyć do kogo należał głos. Przed dziewczyną wyrósł blondyn. Mimo wycieńczenia na meczu Marco jak zawsze miał idealnie ułożoną grzywkę. Wpatrywała się zbyt długo w fryzurę rozmyślając jak On to robi.
-Pójdziesz ze mną na kawę?- rzucił niepewnie Marco nie wiedząc czego się spodziewać po dziewczynie. Sama zainteresowana nie chciała się nigdzie wybierać, Simon jest w domu przecież obiecała, że wróci najszybciej jak to tylko będzie możliwe. Poza tym nie miała się spoufalać z piłkarzami, to zawsze się tragicznie kończyło gdy wdawała się w głębszą relację z pacjentem. Blondyn zauważył wahanie na twarzy brunetki i robiąc maślane oczka niczym kot ze Shreka błagał wręcz tłumacząc, że to tylko w geście podziękowania za dość znośny pobyt w szpitalu.
-Ale nie musisz mi dziękować. To moja praca- odrzekła dziewczyna nadal nie będą przekonana, że kawa to dobry pomysł. Znając swój charakter to sobie niepotrzebnie coś pomyśli a On spuści Ją na drzewo.
Piłkarz jednak nie należał do osób, które tak łatwo dają się spławić. Zachowywał się tak jakby do Jego uszu nie dotarły słowa Marissy. Nie chciał słyszeć odmowy.
-No dobrze, chodźmy.- -ostatecznie zgodziła się, blondyn nie dałby Jej i tak spokoju a w sumie kawa to nic strasznego. Wypiję raz, dwa i będzie po krzyku.
***
Usiedli tuż obok okna. Widok zza szyby był piękny, kawiarnia mieściła się tuż na samym wierzchołku malowniczego Dortmundu. Nie bez powodu okrzykniętą Ją nazwą "Jak w niebie". Można było podziwiać chmury i inne piękne krajobrazy. Ukradkowym spojrzeniom nie było końca. Wszyscy tutaj interesowali się piłką nożną. Toteż Marco Reus wywoływał niemałą sensację. Dookoła zdało się słyszeć szepty i milion oczu skierowanych na nich. Jakby byli jakąś nad przyrodzoną mocą, którą można podziwiać. Brunetka pierwszy raz spotkała się z takim zainteresowaniem wśród obcych dla Niej ludzi.
-Nie przeszkadza Ci to?- zapytała niespodziewanie dziewczyna na co Marco spojrzał na Nią przez chwilę nie wiedząc o co chodzi. Gdy zorientował się o czym mowa ruchem głowy zaprzeczył. Fani byli dla Niego zjawiskiem normalnym w życiu. Choć sam nie pojmował dlaczego tak wyrażają zainteresowanie Jego osobą, był przecież zwykłym chłopakiem dla którego piłka nożna to cały świat.
-Powiedz mi jeszcze coś o sobie- zaproponowała dziewczyna chcąc choć trochę rozładować napięcie które czuła gdy zobaczyła, że każda dziewczyna w kawiarni obrzuca Ją lodowatym spojrzeniem typu: "Ukradłaś mi chłopaka. Umrzyj". To dość dziwne jak ludzie przywiązują się do innych, przecież nawet Go nie znały, nie zamieniły kilku słów a już na myśl, że siedzi z jakąś dziewczyną w kawiarni napawa Je zazdrością. Czuła się nieswojo ale starała się odpierać złe myśli.
-Jestem Marco Reus.- odrzekł blondyn odkładając menu na stół.
Przewracając teatralnie oczami do dziewczyny doszło co powiedział przed chwilą blondyn. Uśmiechając się serdecznie kontynuowała rozmowę.
-Naprawdę? Myślałam, że siedzę w kawiarni z Bradem Pittem.
-Nie obrażaj mnie On jest brzydszy i nie ma takiej idealnej fryzury jak ja- stwierdził poprawiając grzywkę, która i tak była nadal idealna.
-Przepraszam, ze uraziłam pańską godność ale opowiedz mi coś o sobie.
-Ty wiesz o mnie wszystko- stwierdził Marco odruchowo przejeżdżając po dłoni dziewczyny.Taki mały gest a po ciele blondynki przeszedł dreszcz. Chemicy mówią, że właśnie w takich chwilach wydzielają się endorfiny i dlatego wyczuwamy motylki w brzuchu. Tej myśli się trzymała, przecież nie mogła dopuścić do siebie tezy, że słynny Marco Reus skradł Jej serce. Cofnęła nieznacznie rękę udając, że szuka telefonu w torbie.
Czy wie o Nim wszystko? Wie tyle co pozostali. Jest świetnym piłkarzem, gra jest dla Niego wszystkim. Zna Jego dane osobowe i historię choroby ale czy to było wszystko? Z zamyślenia wyrwało Ją stwierdzenie Marco, że lepiej jeśli Ona coś o sobie opowie.
Marissa nienawidziła o sobie mówić, przecież w Jej życiu nic ciekawego się nie dzieje. Jest zwykłą szarą myszką pracującą osiem czasem dwanaście godzin na dobę. Marzącą o wielkiej miłości, która nigdy nie nadejdzie- tego nie miała zamiaru mówić Marco.
-Jestem lekarzem. Lubię pomagać ludziom, jak byłam mała i jeździłam do dziadka na wieś uwielbiałam z Nim chodzić do stadniny koni. Był tam taki kucyk, urodził się z krótszą nogą. Mogłam całymi godzinami siedzieć i z Nim rozmawiać, głaskać Go. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić w życiu coś innego. - rozmarzyła się wspominając błogie dzieciństwo. Ech, jak chętnie powróciłaby do tamtych czasów, by nie przejmując się niczym śmiać się do rozpuku łez. Gdy mówiła o swojej pracy, aż świetliki Jej rozbłysły w oczach. Wtedy Marco zauważył jakie dziewczyna ma piękne wielkie oczy, których tęczówki były koloru niebieskiego niczym ciepłe morze.
-Mówisz to z taką pasją jakby już nic więcej się dla Ciebie nie liczyło- stwierdził Reus na co dziewczyna otrzeźwiała momentalnie. Przecież to była nieprawda. Chciała by żyć tak beztrosko ale nie w tym życiu.
-Po prostu cieszę się, że mogę robić to co kocham. Liczą się dla mnie przyjaciele, liczy się dla mnie Simon.
Na dźwięk usłyszanego imienia blondyn aż wzdrygnął się, czyżby Marissa była zajęta?. Przez głowę przeszła mu myśl, że nie ma takiego wagonu którego nie można odczepić. Stop! Panie Reus co się dzieje! Nie poznawał sam siebie i swoich myśli. Brzydził się zdradą, tym co zrobiła Mu Caroline, nie rozumiał skąd u Niego taki napływ negatywnych emocji.
-Chłopak, mąż?-zapytał spoglądając nerwowo w szybę.
-Syn- odparła dziewczyna - Nie mam męża i chłopaka też nie.
Blondynowi kamień spadł z serca, chociaż sam nie wiedział jak się zachować. Nigdy nie sądziłby, że tak młoda dziewczyna może już mieć dziecko. Przecież była co najwyżej w Jego wieku. Postanowił jednak nie roztrząsać dłużej tej sprawy i zapytał dziewczynę jak podoba Jej się praca w BVB.
***
Obydwoje bawili się wyśmienicie w swoim towarzystwie. Tak naprawdę to przecież ich pierwsze spotkanie na gruncie towarzyskim a czuli się jakby znali się od dziecka. To uczucie było nie do opisania tak jakby po wielu wielu latach odnalazłaś swoją siostrę bliźniaczkę, która została zaadoptowana przez rodzinę zastępczą. Czas leciał nieubłaganie nie wiedząc kiedy zrobiło się ciemno. Dziewczyna mimo wielkiej ochoty pozostania w kawiarni wiedziała, że musi iść do domu. Marco z niechęcią spoglądał na dziewczynę, która zbierała się do wyjścia, chciał jeszcze z Nią pokonwersować. Uważał, że takich kobiet z którymi można o wszystkim porozmawiać jest niewiele na świecie. Marissa taka była dosyć, że inteligentna i mądra to jeszcze ładna i zabawna. Postanowił więc odwieźć brunetkę do domu, tylko po to aby spędzić jeszcze więcej czasu z dziewczyną. Ta jednak nie chciała się na to zgodzić znajdując wymówkę, że blondyn pewnie ma co robić.
-A właśnie, że nie mam co robić. Nie będziesz przecież tłukła się wieczorem autobusem. Ciemno już jest.- spoglądając w okno przyznała rację blondynowi. Bała się ciemności, wracać sama nocą do domu. Tyle się w ostatnich czasach słucha o morderstwach, gwałtach i różnych innych przypadkach zła. Niechętnie się zgadzając podążyła z Reusem do samochodu. Podróż nie zajęła im dłużej niż 10 minut. Dziewczyna mieszkała stosunkowo blisko od kawiarni w której spędzali razem przemile czas. Nim się obejrzeli byli już na miejscu. Jak przystało na prawdziwego dżentelmena podwiózł dziewczynę pod same drzwi.
-No to cześć- oznajmiła Marissa chwytając za klamkę by opuścić pojazd.
-Do zobaczenia na meczu- stwierdził Marco całując dziewczynę w policzek co wywołało u Niej delikatny subtelny uśmiech. Odwróciła się ostatni raz by pomachać blondynowi na do widzenia i weszła do domu. Po zapaleniu światła usłyszała warkot odjeżdżającego silnika.
******************************
Witam Was :*
Się rozpisałam, nie ma co :)
Ech Marco zabraknie na Mundialu:(
Przykroooooooo!
poniedziałek, 2 czerwca 2014
♥ Odcinek 2- To Ty śnieżynko
Każdy
dzień odkrywamy na nowo. Tak wiele jest do zrobienia, tyle wiedzy do
przyswojenia, tyle umiejętności do zdobycia, tyle celów do
osiągnięcia. A czas wciąż biegnie swoim rytmem i za nic w świecie
nie chce się rozciągnąć. Jak dobrze było być dzieckiem. Zero
zmartwień, kłopotów. Płacz z powodu potłuczonego kolana. Bójka
z rodzeństwem. Podjadanie słodyczy. Beztroska i nie martwienie się
o to, co będzie jutro. Kiedy staliśmy się "dorośli"?
Kiedy utraciliśmy nasze dzieciństwo? A może po prostu o tym
zapomnieliśmy... Dni Marissy wyglądały codziennie tak samo.
Trzeba było wcześnie wstać aby wyprawić Simona do przedszkola,
pójść do pracy, wrócić z uśmiechem na twarzy do domu, bo
2-letnie dziecko nie zdaje sobie sprawy, że mama może mieć jakiekolwiek kłopoty, obiad, zabawa z najmłodszym, kolacja, sen i
nazajutrz powtarzamy ten schemat jak mantrę. Nie ma w tym nic
fascynującego, ciekawego, szalonego. Jestem zmęczona, zmęczona
życiem- pomyślała dziewczyna.
Ciepłe
promienie słoneczne przenikały przez szyby okienne budząc Marissę
Baumann. Rozciągając w łóżku swe obolałe kości spojrzała po
raz drugi na zegarek, który sygnalizował godzinę 7.00 rano.
Podchodząc do okna odsłoniła rolety pomagając promieniom
słonecznym, które dopiero co wstawały do życia wedrzeć się do
środka. Przechodząc obok pokoju Simona postanowiła Go obudzić.
Mały był wielkim śpiochem a musieli dziś jeszcze dotrzeć do
przedszkola.
-Żabko
wstajemy- stwierdziła blondynka podchodząc do łóżka chłopca.
Młody
Niemiec zbytnio nie miał ochoty na pobudkę toteż przewrócił się
na drugi bok. Dziewczyna dobrze znała te dziecięce zagrywki toteż
nie zamierzała tak łatwo się zbyć. Chryste już są problemy a co
będzie jak pójdzie do szkoły- ta myśl rozświetliła głowę
blondynki.
-Simon,
no dalej do łazienki wyskakujemy z piżamki- oznajmiła Marissa
zrywając z chłopca kołdrę.
Po
małym przeszedł zimny dreszcz. Zwijając się w kłębek trząsł
się jak galaretka.
-A
co Ty taki blady jesteś?- dziewczyna położyła dłoń na czole
malca, które było rozpalone.
-Masz
gorączkę. Pokaż gardło.
Simon
grzecznie otworzył buzię z której dziewczyna jako lekarz
potrafiła wyczytać objawy choroby. Chłopiec był blady,
rozgorączkowany, słaby, wyglądał nie najlepiej. Przez to, że był
Jej oczkiem w głowie nie mogła nie współczuć małemu. Kochała
Go tak bardzo, że jakby mogła przejęła by tę chorobę na
siebie. Dodatkowym minusem było to, że musiała iść do pracy a w
takim stanie wizyta chłopca w przedszkolu była niewykonalna.
-Obawiam
się, że nie pójdziesz nigdzie dziś słoneczko- blondynka
przykryła Simona po czym wzięła telefon do ręki -Katja? Kochana
moja mam prośbę...
***
Katja
Moris- najlepsza przyjaciółka młodej Niemki była dla małego jak
druga mama. Sama dziewczyna nie mogła sie nadziwić nad postawą
przyjaciółki jak Ona to wszystko dzielnie znosi sama, bez
jakiejkolwiek pomocy. Rodzice nie żyją, Cheryl okazała się
nieodpowiedzialna matką w dodatku przy Simonie trzeba mieć oczy
dookoła głowy a Marissa jeszcze ciągnie pracę na dwa etaty. Katja
jak tylko mogla chciała odciążyć młodą lekarkę. Często
zajmowała się chłopcem by dziewczyna miała chwilę dla siebie.
Również pokochała tego urwisa, był najlepszym dzieckiem jakie
można sobie wymarzyć.
-Dziękuję
Katja, że zgodziłaś się przyjść. Małego rozłożyło a ja
muszę iść do pracy. Mam dziś dyżur.
-Kochanie,
leć już bo się spóźnisz.
-Uwielbiam
Cię, leki masz w szafce a Simon przed chwilą zasnął więc możesz
odpocząć jeszcze.
***
Zmierzając
do pracy blondynka miała wyrzuty sumienia co do pozostawienia
chorego synka w domu. Mogłam przecież zadzwonić do ordynatora i
powiedzieć, ze mam awarię w domu, zrozumiałby. Co ze mnie za
matka!- rozmyślała usilnie Marissa po drodze lecz prawda była
taka, że była świetną matką. Wszystkiego musiała nauczyć się
sama bo tego jak wychowywać dzieci nie uczą w szkole.Wchodząc do
wielkiego budynku zwanym szpitalem Marissa już wiedziała, że
będzie bardzo wyczerpujący dzień. W centrum Dortmundu rozpętał
się wielki wypadek, poczekalnia była już zatłoczona pacjentami.
Otrzymując karty pacjentów młoda Niemka ruszyła do gabinetu.
Złamania, choroby, ludzi nie było końca. Nie, żeby nie kochała
swojej pracy ale czasem człowiek musi po prostu odpocząć, żeby
nie popaść w rutynę. To tak jak z ulubioną piosenką, którą się
słucha i słucha i wciąż włącza replay. Po jakimś czasie
doskonale znana muzyka się nudzi i nie możemy Jej już zdzierżyć.
***
Po
pieciugodzinnych wizytach dziewczyna miała już dość. Na szczęście
przyszedł Tobias- zmiennik dziewczyny.
-No
dobra to ja lecę na oddział- stwierdziła.
-Dyżur
dziś?- zapytał mężczyzna
-Niestety.
Ledwo
wyszła z gabinetu już została dopadnięta przez pielęgniarkę.
-Pani
była przy wypadku Marco Reusa?
-Tak,
a co się stało?
-Chyba
coś poszło niezgodnie z planem. Kostka po skręceniu zaczęła
puchnąć- kobieta wręczyła Marissie plik dokumentów.
-RTG
zrobione?
-Tak,
powinno tam być.
-Okey,
w jakiej sali leży pacjent?
-Siódemka.
-Dziękuję,
już tam idę.
Przez
chwilę przeszło Jej przez myśl co takiego zrobiła źle. Może za
bardzo wykręciła wtedy nogę? Ale to wszystko przez blondyna.
Pieprzył coś o aniołach i niebie. Jakby myślał, że da się
nabrać na te tanie słówka wypływające z Jego ust. W tym momencie
naprawdę się o Niego martwiła, jeśli coś zrobiła nie tak to
wyleci z tego szpitala z hukiem a piłkarz już nigdy w życiu nie
stanie na zielonej murawie.
-No
co się dzieje panie Reus?- zapytała dziewczyna wchodząc niepewnie
do sali.
-O
to Ty śnieżynko. Będziesz moim lekarzem?- Reus widząc swój ideał
piękna mimo doskwierającego jeszcze bólu podniósł się na łokciach
by zaprezentować się w pełnej okazałości przed dziewczyną.
-A
coś nie tak? Chcesz zmienić?- zapytała Marissa szukając czegoś w
karcie.
-Gdzieżbym
śmiał ale nie będziesz mi już łamać kości?- patrząc na swą
opuchniętą kostkę aż wzdrygnął się na samą myśl o zdarzeniu
na meczu w którym został dość boleśnie potraktowany przez Niemkę.
-Nie.
Poleżysz tu trzy dni i będziemy Ci naświetlać nogę, żeby zeszła
opuchlizna.
-Czy
koniecznie muszę tu tyle leżeć?
-Albo
chcesz wyzdrowieć albo nie. Wybieraj.
-No
dobrze już.
Zrezygnowany opadł na łóżko wzdychając ciężko. Był zawiedziony, że lekarka
nawet na Niego nie spojrzała. Starał się jak mógł ale nijak nie
dało rady przyciągnąć Jej uwagi. Może jest lesbijką- przemknęło Mu
przez myśl.
***
Ruch
w szpitalu uspokoił się więc lekarka mogła spokojnie usiąść w
pokoju lekarskim z herbatą w ręku. Sadowiąc się spokojnie w fotelu
wzniosła oczy ku górze by się odprężyć. Wiedziała, że ta
chwila nie potrwa długo gdyż za chwilę wpadnie jakaś pielęgniarka
informując, że przyjechał nagły przypadek i to właśnie Ona jest
potrzebna. Nogi już Jej odmawiały posłuszenstwa, Simon chory leżał
w domu a jeszcze musiała tkwić w tej placówce zdrowia. Nie zdała
sobie jednak sprawy, że tak szybko koś się napatoczy. Ledwo
zdążyła usiąść a w drzwiach zastał gościa.
-Można?-
głos blondyna rozbrzmiał w Jej uszach.
-Co
tu robisz? Powinieneś leżeć w łóżku. Już! Idziemy- rozkazała
dziewczyna zaprowadzając Reusa do sali. Miał nie chodzić, nie
wykonywać żadnych ruchów tylko leżeć a Mu się spacerów
zachciało- pomyślała zła dziewczyna. Nienawidziła gdy pacjenci
mieli gdzieś co się do nich mówi i odmawiali współpracy. Z tymi
było najgorzej funkcjonować i jeszcze na końcu mieli pretensje, ze
nie zostali dobrze wyleczeni.
-Tu
masz taki przycisk, jak czegoś potrzebujesz to dzwonisz i
pielęgniarka przychodzi.
-Chciałem
z Tobą porozmawiać a nie z pielęgniarką- odrzekł Marco na co
dziewczyna spłonęła żywym rumieńcem.
Dawno
nie miała chłopaka a o sprawianiu komplementów to nie marzyła
nawet w swych najpiękniejszych snach. A tu takie małe wyznanie a Ona
wygląda niczym burak. Spuszczając w dół głowę starała się
ukryć swoje zażenowanie obecną sytuacją. Marco to zdarzenie nie
uszło uwadze.
-Jak
masz na imię?- zapytał
-Marissa-
odrzekła dziewczyna pokazując swój identyfikator.
-Bajecznie-
odparł blondyn- Posłuchaj, naprawdę ten pobyt tutaj jest
konieczny? Wiesz, piłka to jest wszystko co mam, jedyne co dobrze
potrafię i nie chciałbym...
-Marco...tak?Naprawdę
nie chce robić Ci na złość. To tylko skręcenie ale muszę
wyleczyć Cię do końca, ok? Przez dwa tygodnie będziesz pauzował
ale to nie oznacza, że stracisz swoje umiejętności.
-Obiecujesz,
że tylko dwa tygodnie?
-Słowo
harcerza- uśmiechnęła się Marissa.
Dziewczyna
podniosła się z miejsca i już miała wyjść gdy Marco stwierdził:
-Boję
się sam spać.
Uśmiechając
się sama do siebie Niemka odwróciła się i rzekła:
-Wiesz,
możemy jakoś temu zaradzić.
-Jak?-
poruszając znacząco brwiami blondyn zmierzył dziewczynę
-Przestań
to robić. Piętro pod nami jest oddział dziecięcy. Chcesz to
przyniosę Ci jakiegoś misia czy coś.
-Bardzo
śmieszne- oburzył się Reus.
********************************************
Bardzo Was przepraszam za to coś powyżej.
Zawaliłam na całej linii ale po prostu pierwsze rozdziały to dla mnie MASAKRA!
Dalej będzie lepiej, taką mam nadzieję:)
Buziaki:**
Subskrybuj:
Posty (Atom)