Czasem
w naszym życiu dopadają Nas takie chwile, że na nic nie mamy siły
a spotkania towarzyskie to ostatnia rzecz na którą człowiek ma
ochotę. Gdy Reus poszedł otworzyć drzwi Marissa miała nadzieję,
że to jakiś sąsiad ewentualnie listonosz. Gdy usłyszała jednak
głos Melanie wyszła do nich zobaczyć co się stało. Mel wyglądała
jakby co dopiero Ją z krzyża zdjęli, trzymająca kurczowo małą
dłoń zmęczonego Nico.
-Co
się stało?- powtórzył Marco wpatrując się w siostrę.
-Peter...On....On-
dziewczyna chciała rzec cokolwiek lecz z Jej oczu wypłynęły tylko
słone łzy ukazując policzek, który był mocno zaczerwieniony.
-Uderzył
Cię tak?Zabiję Go!- podbuzowany Reus wybiegł z domu.
-Marco!-
krzyknęła Marissa lecz po blondynie nie było już śladu.
-Mari
popilnujesz Nico?- zrozpaczona Mel spojrzała błagalnie na
dziewczynę.
-Tak,
ale...
-Proszę,
chcę zostać sama...
***
Mały,
biedny Nico już smacznie spał gdy po raz kolejny z rzędu wybierała
numer do Reusa, który postanowił nie odbierać. Dziewczyna bardzo
zamartwiała się o chłopaka, od ładnych paru godzin się nie
odzywał. Nie wiedziała co robić, nie wiedziała kompletnie nic,
Nico był za mały by cokolwiek rozumieć a Mel uciekła potrzebując
chwili dla siebie. Dlaczego On nie odbiera? Na pewno coś się stało!
W napływie gniewu wszystko się mogło zdarzyć- rozmyślała
Marissa. Przemierzając po raz kolejny salon usłyszała zgrzyt zamka
w drzwiach. Nie zastanawiając się nad niczym uniosła głos by
zbesztać chłopaka:
-Do
cholery Reus, Ty wiesz co ja tu przeżywałam? Tak trudno było
odebrać ten telefon? Czy Ty mnie w ogóle słuchasz? Czemu nic nie
mówisz!?- zapalając światło Marissa gadała jak najęta.
-I
po co Ci to było?- zapytała już spokojniej widząc rozciętą
wargę chłopaka i oko pod którym jutro uwidoczni się limo.
Tłumiąc
w sobie nadal gniew kazała usiąść blondynowi na krzesło by
opatrzeć rany. Gdy zwilżyła wacik utlenioną wodą i przyłożyła
do wargi to Marco syknął z bólu.
-Nie
powiesz mi nic?- zapytała kończąc opatrywanie ran.
-Nico
śpi?- lekko zachrypniętym głosem Reus zapytał o siostrzeńca.
-Tak
i wiesz co? Ja też idę- zła dziewczyna obróciła się na pięcie
by dotrzeć do łóżka. Zajmując swoją połówkę zgasiła światło
i postanowiła usnąć, choć wiedziała, że dzisiejszej nocy to
wcale nie będzie łatwe. Zdążyła się lekko zdrzemnąć gdy
poczuła jak ktoś wchodzi do łóżka.
-Mari
śpisz?
-......
-Przepraszam,
musiałem.
-Reus
co musiałeś? Tobie już kompletnie odwaliło.
-To
moja siostra rozumiesz? Zachowałabyś się tak samo.
-Zrozum,
że takim sposobem Jej nie pomogłeś. Tylko zaszkodziłeś. Teraz
Peter ma satysfakcję, że Mel cierpi.
Nastała
krępująca cisza po której dziewczyna poczuła zimną dłoń na
swoim ramieniu.
-Marco,
zostaw.
-Kochanie,
nie chciałem nic złego zrobić- stwierdził blondyn.
-Teraz
to kochanie a tak to zwykłego telefonu nie potrafisz odebrać. Ciężko
było oddzwonić? Nie przyszło Ci do głowy, że się martwiłam?
Obchodzę Cię jeszcze w ogóle?- beznamiętny ton dziewczyny
zdradzał wszystkie Jej uczucia, które przez cały dzień tłumiła w
sobie. Bawiąc się haftem wyszytym na satynowej poduszce nie
zorientowała się kiedy blondyn odwrócił Ją do siebie.
-Oczywiście,
że obchodzisz. Zawsze obchodziłaś. Dlaczego w to wątpisz?
-Umarło
mi dziś dziecko w szpitalu- powiedziała Marissa zalewając się
łzami. Wiedziała, że to nie najlepszy moment na takie wyznania ale
nie dawała już sobie z tym rady.
-To
nie Twoja wina- Marco mimo swojego bólu, który odczuwał na swoim
ciele przytulił dziewczynę całując Ją w czoło. Gdy chcieli się
pocałować Reus po raz kolejny syknął z bólu.
-Przepraszam,
bardzo boli?- zapytała brunetka.
-Mhmmm-
przytaknął kładąc głowę na poduszce.
***
Dziewczynę
obudziły nie kontrolowane ruchy ręki. Zerkając na szafkę w
poszukiwaniu budzika zobaczyła, że dokładnie kwadrans temu wybiła
ósma. Marissa przewróciła się na bok w celu zobaczenia sylwetki
Marco. Widok jaki ujrzała wprawił Ją w tan współczucia dla
blondyna. Oko pod którym uwidoczniło się limo wyraźnie spuchnęło.
Usta też wiele pozostawiały do życzenia.
-Kochanie,
już po ósmej, musisz wstać na trening- brunetka mruknęła do ucha
Reusa by Go obudzić.
-Mhmm-
rozbudził się Reus-Wszystko mnie boli.
-Musisz
tam iść.
Z
wielkim ociągnięciem zebrał się z łóżka podążając w
kierunku łazienki. Nie minęło dziesięć minut jak ponownie osoba
blondyna znalazła się w sypialni.
-Mari
jak ja wyglądam- biadolił blondyn.
-Chodź
zakryję Ci jakoś to- rzuciła dziewczyna wyciągając puder ze
swojej toaletki.
***
Niepewnym
obolałym krokiem blondyn ruszył w stronę SIP dostrzegając z
oddali sylwetkę Kloppa.
-Trenerze-
zaczął zwracając się do Juergena.
-Marco
a co Ci się stało?- zapytał szkoleniowiec chwytając w palce
podbródek blondyna
-Aż
tak widać?
-Z
Marissą w porządku?- zapytał niepewnie
-No
co trener myśli, że to Ona mnie tak załatwiła?- uśmiechnął się
Marco.
-Nie
jesteś w stanie tak się pokazać w sobotę na meczu, idź do domu i
w poniedziałek widzę Cię w pełni sprawnego.
-Dziękuję.
******************************
Taki byle jaki ale musiałam cos w końcu dodać :)<3
Miło ze strony Kloppa, że dał wolne Marco ;) na pewno na boisku by się nie przydał w takim stanie :p biedna Mel :( mam nadzieję, że uwolni się od męża i będzie szczęśliwa, Reus głupio postąpił, ale swoją drogą chciałabym mieć takiego brata :D czekam na kolejny rozdziaaał :* i gorąco zapraszam do siebie, troche się pozmieniało w życiu Mario i Sophie ;) pozdrawiam xoxo http://walcz99.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuńNo to się Marco urządził. Mam nadzieje, że wszystko sie ułóży. Jak Peter mógł uderzyć Mel?!
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :3
W wolnej chwili zapraszam do mnie :p
Pozdrawiam xo
Ehh w sumie nie ma co się dziwić Marco, że tak zareagował. Każdy brat na jego miejscu postąpił by w ten sam sposób.
OdpowiedzUsuńPytanie Kloppa czy z Mari wszystko w porządku położyło mnie na łopatki :D Takie rzeczy może tylko Klopp wymyślić :D
Dobrze, że od niego Marco jeszcze nie oberwał ;D
Rozdział super! :)
Czekam na kolejny :)
Buziaki ;**